Niestety, jak zwykle w takich przypadkach bywa, istnieje poważna i realna groźba, że ludzie skorumpowani odbiorą taki sygnał opacznie – jako zapowiedź końca walki z korupcją, czyli zachętę do powrotu do przestępczego procederu. Na razie nie wiadomo, czy tak było również w przypadku Sopotu, czy tam przestępczej działalności nie zdążył nawet na chwilę przerwać krótki epizod krucjaty przeciw korupcji w latach 2006 – 2007.

Dzięki ujawnionemu przez „Rz” nagraniu, z którego wynika, że prezydent tego miasta Jacek Karnowski w marcu 2008 r. domagał się od jednego z biznesmenów – za podjęcie korzystnej dla niego decyzji – dwóch mieszkań, wiadomo za to, jak obecnie wygląda korupcja po sopocku.

Z pewnością dobrze się stało, że prokuratura w Sopocie przyspieszyła pracę, choć najlepiej byłoby, aby śledztwo w tej sprawie czym prędzej przeniesiono do innego miasta. Dobrze się też stało, że prezydent Karnowski oddał się do dyspozycji śledczych, udał na urlop i zawiesił członkostwo w Platformie.

Ale to wszystko nie rozwiąże palącej kwestii korupcji, która od lat zżera Polskę. Można jej skutecznie przeciwdziałać tylko wtedy, gdy panuje równie duża determinacja w rozprawianiu się z nią, jaka charakteryzowała poprzednią ekipę rządzącą.

Po pierwsze zatem, PO powinna błyskawicznie znaleźć kogoś, kto będzie potrafił walczyć z korupcją co najmniej tak samo bezwzględnie jak Zbigniew Ziobro, a najlepiej jeszcze bezwzględniej od niego. I po drugie, na pewno nie obejdzie się bez stworzenia właściwego dla walki z korupcją klimatu społecznego. Choćby przywrócenia tego, jaki panował w Polsce jeszcze w ubiegłym roku.