[link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2008/10/01/wyborcza-klamie-w-zywe-oczy/" "target=_blank]Po wyliczeniu tu jej publikacji z kolejnych rocznic 13 grudnia[/link] nawet tacy tupeciarze jak redaktor Czuchnowski nie próbują podtrzymywać tezy, jakoby było „kłamstwem” porównywalnym z propagandą komunistyczną stwierdzenie, iż regularnie „czczono” w „Wyborczej” tę rocznicę prezentowaniem racji sprawców stanu wojennego, zamiast wywiadem czy reportażem przybliżającym cierpienia jego ofiar. I słusznie, bo rzecz jest oczywista, i gdybym miał tak jak naczelny „Wyborczej” do dyspozycji opłacaną przez koncern kancelarię prawną, wygranie procesu byłoby tylko kwestią czasu (pewnie długiego, z uwagi na znane w środowisku cwaniactwo redaktora Czuchnowskiego, który już od dłuższego czasu wykręca się od odpowiedzialności w innym procesie ukrywając swe miejsce zamieszkania ? w czym go wspiera redakcja, utrzymująca, ku ogólnemu pośmiewisku, że nie ma z nim kontaktu i nie zna adresu, pod którym odebrałby on w końcu pisma procesowe). Uznałem jednak, że na procesowanie się z takimi „ludźmi honoru”, jacy pracują na Czerskiej, szkoda mi pieniędzy i fatygi. Być może zechce się w to bawić TVP, która również została ich oszczerstwami dotknięta.
Nie liczę zaś, żeby oszczercy inaczej niż pod rygorem wyroku sądowego zdobyli się na przeprosiny. Słowo „przepraszam” w słowniku „Gazety Wyborczej” istnieje wyłącznie w jednym kontekście: gdy to ona, z przypisywanych sobie pozycji trybuny etyki i moralności nakazuje nie dorastającemu do standardów narodowi, żeby przepraszał ? dajmy na to, Żydów za Jedwabne czy Niemców za wypędzenia (a bodaj już czy i nie za Westerplatte). Ale żeby „Gazeta Wyborcza” przeprosiła kogo za swoje świńskie maniery? W głowie się nie mieści.
Z tego też powodu pozwoliłem sobie wymierzyć karę samemu: podczas swego autorskiego przeglądu prasy w porannym programie TVP nazwałem gazetę po imieniu oraz demonstracyjne przedarłem ją i rzuciłem na podłogę. Klaps widać okazał się bolesny, bo w następnych dniach „Wyborcza” aż dwakroć zaniosła się oburzeniem, raz na drugiej, a raz na pierwszej stronie. Zupełnie pomijając cały kontekst zajścia, przyczyny, dla której została tak właśnie nazwana, odstawia teatralnie niesmak, że „debata publiczna sięgnęła bruku”, że jak to w ogóle można, tak wziąć i podrzeć… Słowem, gazeta bezczelnych oszczerców i krętaczy, ukrywających się przed pozwami o zniesławienie, jak gdyby nigdy nic poucza innych w kwestii, co to jest przyzwoitość!
[srodtytul]Cóż ? na Czerskiej bez zmian. [/srodtytul]
Może i nie warto by Państwu dalej zawracać tą sprawą głowy, gdyby nie to, że zyskała ona dodatkowy, niezwykle istotny kontekst. Otóż ? proszę, kto oczywiście jest tym zainteresowany, porównać cztery gazety z piątku 3 października: „Rzeczpospolitą”, „Dziennik”, „Polskę” oraz „Wyborczą”. Trzy pierwsze, komentując zeznania generała Jaruzelskiego w procesie o wprowadzenie stanu wojennego konfrontują jego tezy z opiniami historyków ? którzy zgodnie, od Prof. Pipesa po dr. Machcewicza, by wymienić tylko tych najmniej oskarżanych o sprzyjanie PiS, nie zostawiają na szefie WRON przysłowiowej suchej nitki. „Wyborcza”, prawdopodobnie z tego właśnie powodu, historyków ani w ogóle żadnych znawców problemu o komentarz nie pyta. Nie z braku miejsca: znajduje jedną pełną kolumnę na zacytowanie wygadywanych przez Jaruzelskiego bzdur, a drugą na materiał po większej części je streszczający. Jest to tekst godny umieszczenia w podręcznikach dziennikarskiej manipulacji. Czytelnik „Wyborczej” nie dowiaduje się, jaka była historyczna prawda, jego uwaga jest za to zwracana na tak ważkie fakty, jak ten, że generała „co chwilę dusi kaszel” (słuchaj, podświadomości: męczą dranie biednego starca), że „wśród publiczności byli jego podkomendni” (nie jest sam w swym cierpieniu) oraz że wygłosił swój „polityczny testament” (znaczy, wielki mąż stanu). Relacjonując mowę parę stron dalej zamieszczoną [i]in extenso[/i], gazeta w najmniejszym stopniu nie poddaje w wątpliwość nawet najbardziej dyskusyjnych tez i posługuje się takimi stwierdzeniami, jak, np. że generał „ośmieszył dyżurnych telewizyjnych historyków”…