Szkoda, że nie pamiętali o tym twórcy reformy edukacji. Bardzo mocno pomieszali w szklance, zmieniając praktycznie całą podstawę programową. Ponieważ jednak w ostatniej chwili zabrakło cukru, czyli pieniędzy na dokończenie reformy, przełożono ją na rok 2012. Skutkiem jest sytuacja absurdalna: od jesieni 2009 roku będą już obowiązywać nowe programy, dopasowane do reformy, która w całości wejdzie w życie w roku 2012. Sześciolatki do pierwszych klas jednak na razie obowiązkowo nie pójdą – więc do uczenia się tego, co zgłębiali przez ostatni rok w zerówce, zmuszone zostaną siedmiolatki.
Można próbować sprawę zbyć żartem, przywołując znaną sentencję, według której powtarzanie jest matką wiedzy. Problem w tym, że powtarzanie nauki liter nie tylko będzie stratą czasu, lecz także – na co zwracają eksperci – na długo zrazi dzieci do nauki.Opisywana dziś przez nas wpadka resortu edukacji nie jest pierwsza, dlatego powinna skłonić rządzących polityków i urzędników MEN do refleksji, czy ta reforma w ogóle ma sens.
Już wcześniej poważne wątpliwości wzbudził sam pomysł posyłania sześciolatków do szkół. A głębokie zmiany programowe wywołały oburzenie i protesty środowisk historycznych, zatrwożonych przetrzebieniem wiedzy o historii Polski wymaganej od młodych obywateli.
Czy rzeczywiście jesteśmy przygotowani do zmian w systemie edukacji? Czy stać nas na nieudane eksperymenty w dziedzinie szkolnictwa? I czy w ogóle powinniśmy eksperymentować na naszych dzieciach?
Kolejne błędy MEN mogą mieć długotrwałe konsekwencje. Chodzi bowiem o rzecz najważniejszą – o wykształcenie przyszłych pokoleń Polaków. Od tego zależą nie tylko sprawy tak znaczące, jak kondycja intelektualna Polaków i przyszła siła naszego kraju, lecz także tak przyziemne, jak wysokość emerytur osób dziś pracujących.