I zapewne ostatni ukarany za zbrodnie z czasów totalitarnych, zarówno nazistowskich, jak i stalinowskich.
Sprawa Johna Kalymona, 88-letniego Ukraińca mieszkającego w USA, przypomina historię jego rodaka i rówieśnika Johna Demjanjuka, który od niedawna w Niemczech czeka na proces.
Obaj sędziwi. Ale wiek w tej sprawie nie odgrywa roli, co dziś, w czasach wszechobecnej litości nad sprawcami, może się wydawać dziwne. Tamte zbrodnie się nie przedawniają. Tak jest i powinno tak być, także dlatego, że zbrodniarze nie kierowali się wiekiem swoich ofiar.
Obaj się zarzekają, że są niewinni. I w tym nie ma nic dziwnego. Jak pisał niemiecki publicysta specjalizujący się w rozliczaniu nazistowskiej przeszłości Ernst Klee, nie spotkał esesmana, który by nie zapewniał, że wypełniał tylko rozkazy i że uratował choćby jednego Żyda.
Niezależnie od tego, czy są winni, sposób obrony jest wszędzie taki sam. Jeżeli zostaną skazani, to na pewno nie jako najwięksi zbrodniarze. To płotki, młodzi w czasie wojny, pokorni wykonawcy. I to jest największy problem – rozliczenia ze zbrodniami drugiej wojny kończą się niedosytem, poczuciem rozczarowania. Wielu średnich i grubych ryb nie spotkała kara, choćby członków brygady Dirlewangera, która pacyfikowała Warszawę podczas powstania.