Nieuprzedzony odbiorca mógłby pomyśleć, że oskarżenia o korupcję okazały się bezpodstawne, a oskarżeni zostali oczyszczeni. Wówczas zasadne byłoby zastanawianie się nad przyczynami operacji i rozważanie, czy Biuro nie było motywowane politycznie. Dziś rozsądny człowiek nie może mieć wątpliwości: CBA robiło to, co do niego należało.
Wyobraźmy sobie, że Biuro nie zajęłoby się tą aferą. Ci, którzy dziś poszukują politycznych motywów jego zaangażowania, z pewnością uznaliby wtedy, iż są one przyczyną zaniechania. Tylko że wówczas mieliby podstawy. Dziś to, co robią, to czyste pomówienia.
"Nie robi się procesu intencjom" – brzmi francuskie powiedzenie. Znamy efekty działań, z intencjami jest znacznie gorzej. Zawsze można przypisać działającym robaczywe pobudki. Jednak ponad dwa lata temu rozpoczęła się w Polsce nagonka, która w ogóle nie liczyła się z faktami, ale zajmowała głównie intencjami.
Co z tego, że pamiętna posłanka Beata Sawicka została przyłapana na ordynarnej korupcji? Agenci mieli pewnie nieczyste intencje, uwiedli ją, a ona tak pięknie płakała w odpowiednim momencie. Co z tego, że doktor G. był wykorzystującym pacjentów draniem? Media zajęły się zdaniem za dużo, które powiedział ówczesny minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro, a skorumpowany lekarz został wymodelowany nie tylko na ofiarę, ale i męczennika.
Wprawdzie prokuratury jedna po drugiej umarzają sprawy o nadużywanie władzy przez PiS, a komisje śledcze nic nie są w stanie wytropić, ale to wyłącznie ich wina.