[b]Skomentuj [link=http://blog.rp.pl/mazurek/2009/10/14/krol-hasa-po-lesie/]na blogu[/link][/b]
Jest to diagnoza trafna, acz różni politycy PO podają różne nazwiska owego zmarłego władcy. Dla mojego rozmówcy jest nim "oczywiście Grzegorz Schetyna", ale są i tacy, którzy dzielą już skórę na Donaldzie Tusku.
"Czy będzie się upierał przy kandydowaniu na prezydenta czy nie? Jeśli nie zmieni zdania i kosztem PO podtrzyma chęć walki o prezydenturę, to straci wszystko i wyborów nie wygra" – przestrzegł go wczoraj Janusz Palikot. To, co wolno głośno powiedzieć tylko jemu, chodzi po głowie wielu innym politykom PO. – Dlaczego mamy wszystko stawiać na jedną kartę? Klęska Tuska oznaczałaby koniec partii. To zbyt duże ryzyko – mówi jeden z polityków utożsamiany ze Schetyną.
Po raz pierwszy przywództwo Tuska w PO, paradoksal- nie w chwili jego sukcesu, zostało tak poważnie i otwarcie zakwestionowane. Można by te ambicjonalne walki zbagatelizować, gdyby od ich wyniku nie zależało, kto będzie przez następne lata premierem, a kto kandydatem na prezydenta z ciągle dużymi szansami na zwycięstwo.
Polscy politycy, skądinąd wszystkich partii, mają bardzo krótką pamięć. Dwa lata temu posłowie PO bez wiary w siebie i swych przywódców byli przekonani, że w wyborach "jak zwykle" wygrają Kaczyńscy, a im przypadnie w udziale rola wiecznej opozycji. Zaraz potem, upojeni sukcesem, zachowywali się tak, jakby rządy mieli zagwarantowane dożywotnio. Dziś są w szoku.