[wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/haszczynski/2010/05/04/maly-rzad-wielkie-zadania/]Skomentuj na blogu[/link][/b][/wyimek]

Charyzmatyczny prawicowy przywódca jest na razie premierem elektem, ale już przedstawił swoich przyszłych ministrów. Jest ich tylko ośmiu.

W Unii Europejskiej mniej tek jest tylko w rządzie Malty, ale to kraj z 400 tysiącami mieszkańców. Orban obiecał odchudzenie rządu kraju 10-milionowego. Obiecał oszczędzanie na administracji, która wielu Węgrom kojarzy się z dwiema kadencjami rujnujących rządów socjalistów. A ich symbolem są słowa premiera Ferenca Gyurcsanya sprzed czterech lat, które nie miały trafić do opinii publicznej. Ale trafiły. – Nikt w Europie nie narozrabiał tak jak my, nikt tyle nie spieprzył, nikt tyle nie nakłamał. Bo my, socjaliści – mówił Gyurcsany – dla utrzymania się u władzy kłamaliśmy w dzień i w nocy.

Węgry, niegdyś imponujące Polsce i innym sąsiadom stanem gospodarki, skalą inwestycji i poziomem życia, są teraz jednym z najbardziej dotkniętych kryzysem krajów Europy. I bardzo podatnym na wybuchy społecznej frustracji. Orban musi działać szybko i skutecznie, aby nie roztrwonić wielkiego poparcia, jakiego pewnie nikt nigdy na Węgrzech mieć już nie będzie. Dobrze, że zaczyna od oszczędności na politykach. Zapewne w forintach nie będą to wielkie sumy, ale chodzi o symbole. O dobry przykład z góry i zmianę wizerunku skompromitowanej klasy politycznej.

Na Orbanie spoczywa wielki obowiązek. Nie tylko w skali Węgier. Realizuje on eksperyment społeczny niezwykły jak na Europę. Ma olbrzymią władzę i olbrzymie możliwości. Jeżeli je dobrze wykorzysta, to zachęci inne narody do odważniejszych wyborów. Do porzucenia praktyki rządów koalicyjnych, które nie mogą, nie chcą i nie muszą realizować żadnych programów i żadnych obietnic. Oby mu się udało.