Gdyby, jak hibernatus ze starej francuskiej komedii, przespał ktoś w lodach Arktyki ostatnich 15 lat i po tak długiej przerwie zobaczył, co dziś piszą i mówią media establishmentu o Leszku Balcerowiczu, pewnie by doznał szoku. Twórca polskich reform, ich ikona i świętość, dziś jest neoliberalnym populistą? (Cóż za fantastyczne określenie, swoją drogą, "liberalny populizm" – coś jak "sceptyczny fanatyzm"). Trybuny salonu jadą dawnymi tekstami Wrzodaka i Janowskiego!?
No, ale nas, którzyśmy ostatnich lat nie przeleżeli w lodach, tylko obserwowaliśmy dynamikę "debaty publicznej", dziwić to nie może. Leszek Balcerowicz zaczął krytykować marnotrawczą politykę gospodarczą rządu Tuska, więc jeśli nawet subiektywnie nie jest pisowcem, to obiektywnie się nim stał. Nie rozumie, że na obecnym etapie trzeba porzucić liberalne hasła, bo ważna jest nie przyszłość, ale zadowolenie obywateli żyjących tu i teraz. Bo jak będą niezadowoleni, to wygra straszny PiS i nas wszystkich, "ludzi rozumnych i na poziomie", zlustruje i w ogóle popsuje nam interesy.
Leszek Balcerowicz nie jest jedynym, który nie pojmuje konieczności dziejowego etapu. Właściwie nie pojmuje ich, niestety, większość ekonomistów. No, wszyscy, poza Jackiem Rostowskim. A skoro tak, to znaczy, że od dziś przestają być dla "ludzi rozumnych" autorytetami. Jest pewna hierarchia ważności, prawda.