Reklama
Rozwiń

Jednak faszyzm grozi Polsce. I stalinizm też

Popełniłem błąd. Powiązałem pewnego młodego nożownika z wybitnym dziennikarzem. Obaj noszą identyczne nazwisko, nożownik jest synem dziennikarzy, lecz innych.

Aktualizacja: 23.05.2011 16:47 Publikacja: 23.05.2011 16:40

Przyjąłem za prawdziwe obiegowe przekonanie o ich pokrewieństwie. Przepraszam uniżenie za ten przejaw niekompetencji.

Brak kompetencji wytknął mi redaktor naczelny tygodnika "Newsweek". Wojciech Maziarski przy okazji wymienił nazwisko nożownika, jego ojca, a także dziennikarza, w stosunku do którego poczyniłem błędne powiązanie. Ja w swoim tekście "Uważaj, i ty możesz zostać faszystą" ("Rz", 6 maja 2011) ograniczyłem się do pierwszej litery nazwiska, choć inni przede mną podawali je publicznie. Nie zależało mi i nadal nie zależy - wbrew temu, co zarzuca mi Maziarski - na sprowadzaniu do personaliów poważnego problemu.

Oto co napisałem w tekście poświęconym nadużywaniu epitetu "faszysta" w polskiej debacie (o ile to jeszcze można nazwać debatą): "Najbardziej kuriozalną sprawą była historia anarchisty napadniętego w 2006 r. w Warszawie. Młody skinhead Marek B. dotkliwie zranił nożem człowieka przedstawianego jako "anarchista Maciek". Sprawa została nagłośniona jako przykład narastającej faszyzacji IV RP, na którą miały przymykać oczy ówczesne PiS-owskie władze. Oskarżenia o to rzucali czołowi politycy PO. Opinia publiczna nie od razu dowiedziała się, że skinhead był synem warszawskich dziennikarzy, którzy w tym samym czasie krytykowali rząd PiS. Ironią losu jest też to, że jeden z bliskich krewnych Marka B. dziś przoduje w ostrzeganiu przed rzekomym faszystowskim zagrożeniem ze strony Jarosława Kaczyńskiego".

Jeszcze raz przepraszam za ostatnie zdanie. Daleko jeszcze droga do grona nieomylnych. I sprawę można byłoby na tym zakończyć, gdyby nie seria opinii Maziarskiego na temat mojej skromnej osoby.

"W naszym kręgu cywilizacyjnym działania i opinie innych osób, nawet bliskich i krewnych, nie obciążają indywidualnego konta danego człowieka. Gursztyn i Skłodowski zaprezentowali logikę autorytarnych dyktatur – stalinizmu i hitleryzmu – które stosowały odpowiedzialność zbiorową i brały na celownik nie tylko swoich wrogów (domniemanych lub rzeczywistych), lecz także członków ich rodzin" - pisze o mnie i jeszcze drugim autorze Maziarski. I dalej o tym, że to "mentalna scheda" w obozie PiS. Jako, że w kilku innych miejscach naczelny "Newsweeka" pisze o "PiS-owskich dziennikarzach" więc rozumiem, że nie wystarczy napiętnować mnie jako wyznawcy stalinowsko-hitlerowskiej logiki. To za mało, znakiem prawdziwej hańby jest etykieta PiS-owskiego dziennikarza. Nie odpowiem przyklejaniem partyjnych etykiet. To poziom pyskówki z piaskownicy.

Wzruszyła mnie za to troska o standardy cywilizacji, gdzie nie grzebie się ludziom w sprawach rodzinnych. Myślę, że podobnie wzruszony jest Sławomir Cenckiewicz, któremu nie-PiS-owscy dziennikarze wyciągnęli dziadka esbeka. Albo były wiceminister Kryże. Dziwnym trafem seria artykułów o jego ojcu (rzeczywiście paskudnej postaci) ukazała się w latach 2005-07. A potem temat jakoś zginął.

Nie chcę dalej odbijać piłeczki, bo całkowicie zgadzam się z tezą, że czyny krewnych nie powinny obciążać "indywidualnego konta danego człowieka".

Rzecz jednak w tym, aby stosować jedną miarę wobec wszystkich. A przypadek Marka B. był przykładem medialnej manipulacji. Po tamtym incydencie dużo słyszeliśmy o "atmosferze" rządów PiS, które doprowadziły do tragedii. W mediach to był "jedynkowy" temat, choć nie był to jedyny nożownik w kraju. Wtedy jednak "cała Polska" miała czuwać przy łóżku anarchisty Maćka. Wykrzyczano A, ale nikt nie szepnął B.

"Wszyscy w redakcji wiemy o rodzinnym dramacie Piotra [ojca skazanego Marka B. - red.] i bardzo mu współczujemy. Nawiasem mówiąc, za przestępstwem, które popełnił jego syn, stały nie tyle polityka i ideologia, ile raczej zawiedziona miłość, hormony i młodzieńcze emocje" - pisze dziś Maziarski. Dlaczego Pan nie napisał tego pięć lat temu, gdy trwała wojna z "atmosferą"? Nie wierzę, że Pan wiedział i milczał.

W swojej stalinowsko-hitlerowsko-PiS-owskiej logice uważam, że czytelnikom należą się przeprosiny za mój błąd. A opinii publicznej należy się pełna wiedza na temat opisywanych przez media wydarzeń. To podstawa etyki, nie tylko zawodowej. Chyba, że przejawem etyki i kompetencji jest milczenie wtedy, gdy służy to naszym przyjaciołom i partyjnym pupilom, a krzyk i rozliczenia, gdy chodzi o wrogów.

Przyjąłem za prawdziwe obiegowe przekonanie o ich pokrewieństwie. Przepraszam uniżenie za ten przejaw niekompetencji.

Brak kompetencji wytknął mi redaktor naczelny tygodnika "Newsweek". Wojciech Maziarski przy okazji wymienił nazwisko nożownika, jego ojca, a także dziennikarza, w stosunku do którego poczyniłem błędne powiązanie. Ja w swoim tekście "Uważaj, i ty możesz zostać faszystą" ("Rz", 6 maja 2011) ograniczyłem się do pierwszej litery nazwiska, choć inni przede mną podawali je publicznie. Nie zależało mi i nadal nie zależy - wbrew temu, co zarzuca mi Maziarski - na sprowadzaniu do personaliów poważnego problemu.

Pozostało jeszcze 85% artykułu
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Pyrrusowe zwycięstwo Trumpa
Komentarze
Maciej Miłosz: Wiceminister obrony próbuje sił w stand-upie
Komentarze
Marek Kozubal: Sławomir Cenckiewicz, harcownik na czele BBN
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Po decyzji SN w sprawie wyborów prezydenckich. Polska musi iść do przodu
Komentarze
Bogusław Chrabota: Donald Tusk brnie w granicę. To bardzo ryzykowne