Przyjąłem za prawdziwe obiegowe przekonanie o ich pokrewieństwie. Przepraszam uniżenie za ten przejaw niekompetencji.
Brak kompetencji wytknął mi redaktor naczelny tygodnika "Newsweek". Wojciech Maziarski przy okazji wymienił nazwisko nożownika, jego ojca, a także dziennikarza, w stosunku do którego poczyniłem błędne powiązanie. Ja w swoim tekście "Uważaj, i ty możesz zostać faszystą" ("Rz", 6 maja 2011) ograniczyłem się do pierwszej litery nazwiska, choć inni przede mną podawali je publicznie. Nie zależało mi i nadal nie zależy - wbrew temu, co zarzuca mi Maziarski - na sprowadzaniu do personaliów poważnego problemu.
Oto co napisałem w tekście poświęconym nadużywaniu epitetu "faszysta" w polskiej debacie (o ile to jeszcze można nazwać debatą): "Najbardziej kuriozalną sprawą była historia anarchisty napadniętego w 2006 r. w Warszawie. Młody skinhead Marek B. dotkliwie zranił nożem człowieka przedstawianego jako "anarchista Maciek". Sprawa została nagłośniona jako przykład narastającej faszyzacji IV RP, na którą miały przymykać oczy ówczesne PiS-owskie władze. Oskarżenia o to rzucali czołowi politycy PO. Opinia publiczna nie od razu dowiedziała się, że skinhead był synem warszawskich dziennikarzy, którzy w tym samym czasie krytykowali rząd PiS. Ironią losu jest też to, że jeden z bliskich krewnych Marka B. dziś przoduje w ostrzeganiu przed rzekomym faszystowskim zagrożeniem ze strony Jarosława Kaczyńskiego".
Jeszcze raz przepraszam za ostatnie zdanie. Daleko jeszcze droga do grona nieomylnych. I sprawę można byłoby na tym zakończyć, gdyby nie seria opinii Maziarskiego na temat mojej skromnej osoby.
"W naszym kręgu cywilizacyjnym działania i opinie innych osób, nawet bliskich i krewnych, nie obciążają indywidualnego konta danego człowieka. Gursztyn i Skłodowski zaprezentowali logikę autorytarnych dyktatur – stalinizmu i hitleryzmu – które stosowały odpowiedzialność zbiorową i brały na celownik nie tylko swoich wrogów (domniemanych lub rzeczywistych), lecz także członków ich rodzin" - pisze o mnie i jeszcze drugim autorze Maziarski. I dalej o tym, że to "mentalna scheda" w obozie PiS. Jako, że w kilku innych miejscach naczelny "Newsweeka" pisze o "PiS-owskich dziennikarzach" więc rozumiem, że nie wystarczy napiętnować mnie jako wyznawcy stalinowsko-hitlerowskiej logiki. To za mało, znakiem prawdziwej hańby jest etykieta PiS-owskiego dziennikarza. Nie odpowiem przyklejaniem partyjnych etykiet. To poziom pyskówki z piaskownicy.