Władimir Putin nie dostanie w Berlinie w rocznicę zjednoczenia Niemiec statuetki Kwadrygi i nie usłyszy, że jego imię już dało początek nowemu rozdziałowi w księdze historii, co można porównać do rozdziału rozpoczętego przez Piotra Wielkiego. A takie słowa, zdaniem mediów niemieckich i rosyjskich, padłyby w trakcie uroczystości.
Zaskoczenie odwołaniem przyznania nagrody Putinowi i przy okazji trzem innym niedoszłym laureatom jest proporcjonalne do skali pochwał, które miał usłyszeć rosyjski przywódca. Miał, jak każdy laureat tej nagrody, służyć za wzór, bo jego działania są oparte na wartościach. I podkreślać swoją osobą demokratyczny charakter obchodów zjednoczenia Niemiec.
Zmiana decyzji kuratorium o nagrodzie dla Putina pokazuje, że w Niemczech coraz mniej popularny jest pogląd, iż Rosję należy wychwalać pod niebiosa za wspaniałą współpracę gospodarczą, nie bacząc na stan demokracji i praw człowieka w tym kraju. I nie bacząc na przekaz, jaki wraz z hołdami składanymi Kremlowi otrzymują nieliczni i prześladowani opozycjoniści rosyjscy.
Przeciw nagrodzie protestowali ważni politycy niemieccy, zwłaszcza z Zielonych, ale także chadecy. Oni, i chwała im za to, nie baczyli na to, jaką cenę może zapłacić niemiecki przemysł za zrobienie afrontu najważniejszemu człowiekowi w Rosji.
Wszystko wskazuje na to, że najważniejszą rolę odegrał w tej sprawie ciężko chory Vaclav Havel. To prawdopodobnie lęk przed tym, że sumienie Europy Środkowo-Wschodniej odda swoją Kwadrygę, wywołał zmianę decyzji kuratorium nagrody.