Tak naprawdę była to dyskusja o przyszłości Polski, w której poszczególne partie przedstawiały swoje wizje. Patrząc przez europejskie okulary, dowiedzieliśmy się, że dziś w Polsce funkcjonują zupełnie inne podziały partyjne, niż nam się wydawało.
Prawa strona sceny politycznej – ta, dla której podmiotowość państwa narodowego pozostaje wartością najważniejszą – to nie tylko PiS i Solidarna Polska, lecz również Polskie Stronnictwo Ludowe. Waldemar Pawlak, wicepremier w rządzie Tuska, mówił wczoraj o tym, że nie da się sprowadzać Unii tylko do pieniędzy, bo Europa to również wspólna kultura i tradycja, i ważne, by państwa zachowały maksimum niezależności.
Okazało się też, że Platformie Obywatelskiej bliżej jest do SLD. Zarówno Sojusz, jak i premier Donald Tusk, szef PO, uważają, iż problemy Unii wynikają ze zbyt małego stopnia jej integracji.
W tym europejskim podziale polskiej sceny politycznej najdalej na lewicy jest chyba Ruch Palikota, dla którego nawet dalsza integracja to za mało. Lider tej partii przyprawił o gęsią skórkę nie tylko zaprzysięgłych eurosceptyków, gdy grzmiał, że chce jednego państwa europejskiego.
Z tego punktu widzenia wczorajsza debata była pouczająca. Ale miała też pewien mankament.