Ta króciutka wymiana zdań rodzi szereg pytań. O ile sam fakt inwigilacji prowadzących tak kluczowe dochodzenie przez polskie służby specjalne nie jest moim zdaniem niczym dziwnym ani nagannym (choćby ze względu na ochronę kontrwywiadowczą, której potrzeba w wypadku śledztwa smoleńskiego jest oczywista), o tyle końcówka tej rozmówki bynajmniej oczywista nie jest. Jest natomiast i niejasna, i niepokojąca.
Bo co to znaczy „nie może się wymknąć, rację musimy mieć my"? Nie może się wymknąć z rąk śledztwo lub bardziej ogólnie – sprawa. Ale kim dla Klicha byli „my", i w opozycji do jakich „onych"? Można tu sformułować dwie hipotezy.
Pierwsza – że „rację" według Klicha muszą mieć ci, którzy od początku lansowali tezę, iż katastrofa smoleńska była wynikiem, mówiąc ogólnie, nacisków na załogę ze strony prezydenta Kaczyńskiego i jego otoczenia. I nadzór służb ma służyć osiągnięciu tego efektu. Kiedy przypomnimy sobie wszystkie przejawy podporządkowywania przez rządzących śledztwa smoleńskiego paradygmatowi wojny z PiS-em musimy uznać, że ta interpretacja nagranej przez Klicha konwersacji jest niestety prawdopodobna.
Hipoteza druga – prawdopodobna znacznie mniej - opiera się na przypomnieniu, że tenże pułkownik Klich udzielił niegdyś niejasnej (jak to on) wypowiedzi, z której wynikało, iż wśród prowadzących śledztwo po stronie polskiej zetknął się z tendencją, aby koniecznie całą, a przynajmniej jak największą winą za Smoleńsk obciążyć Rosjan. Niewiele z późniejszych faktów można zinterpretować jako potwierdzenie tego nastawienia strony polskiej. Ale może jednak dla Klicha „rację musimy mieć my" oznacza „rację musimy mieć my – Polacy"? Sytuację dodatkowo zaciemnia fakt, że to Klich nagrywał rozmowę. A w tym kontekście – niezależnie od tego, co pułkownik myślał, mówiąc „(nic) nie może się wymknąć, rację musimy mieć my" nie sposób nie zauważyć możliwości, że wypowiadając to zdanie „podpuszczał" rozmówcę. Czyli że chciał, by ten „pociągnął" temat, wypowiedział jakieś słowa, będące potwierdzeniem, iż polskie władze chcą zmanipulować śledztwo, aby niezależnie od tego, jaka jest prawda, przyniosło ono jakiś konkretny, założony przez te władze rezultat.
Jeśli tak – to w jakim celu Klich tak postępował? Czy ma to związek z faktem, że po wyjściu z poprzedniego spotkania (tego z ministrem Klichem, który sugerował by na tym etapie nie formułować wniosków o rosyjskiej odpowiedzialności) Akredytowany według "Newsweeka" powiedział sam do siebie: ja was rozliczę"?