Bo prokuratura Praga-Południe ujawniła ekspertyzę na temat zaniedbań BOR przy lotach premiera i prezydenta do Smoleńska. A prokuratura dopuściła się tego (jak określił to Komorowski: „pohasała") zapewne dlatego, że rządzi tam nadal „układ polityczno-personalny pisowsko-ziobrowy". Tak powiedział przecież Ryszard Kalisz, a niezdementowane słowa takiej persony, według Komorowskiego, trzeba traktować poważnie.
Prezydent w programie „Kropka nad i" wyraził też „pewne zdziwienie" faktem, że zmiany w ustawie o prokuraturze usiłuje inicjować sama prokuratura. Zdziwienie Komorowskiego zdumiewa – bo jaki przepis złamał Andrzej Seremet, powołując zespół przygotowujący potrzebne, zdaniem jego urzędu, zmiany?
Ustawa rozdzielająca urząd prokuratora generalnego od ministra sprawiedliwości była wspierana wszelkimi siłami przez polityków Platformy. W tym i przez Komorowskiego. Było to działanie zgodne z szerszą filozofią rządów PO – specyficznej feudalizacji państwa, rozdawania jego segmentów w pacht poszczególnym grupom interesów i korporacjom zawodowym. Dzięki realizacji tej filozofii – myślano – i rządzić łatwiej, bo nie trzeba będzie już zajmować się wieloma sprawami. I odpowiadać na krytyki już nie będzie trzeba – no, bo przecież już ustawowo nie mamy wpływu na dany segment państwa. I przy okazji zyska się poparcie zainteresowanych korporacji zawodowych. I zabezpieczy się dany segment państwa na wypadek powrotu – odpukać – PiS do władzy, bo ewentualny nowy rząd nie będzie już miał wpływu na dany segment państwa. A oddzielenie prokuratury uzasadniano koniecznością uwolnienia jej od wpływu rządzących polityków.
Teraz zaś, gdy uniezależniona prokuratura nie zawsze w każdej sprawie postępuje tak, jak chciałaby partia rządząca – nagle się okazuje, że „w prokuraturze nie dzieje się dobrze"...
Czy prezydent Komorowski czytał kiedyś o filozofii Kalego?