Jakie więc były przyczyny zmuszenia ministra do dymisji? Jakaś wyższa kombinatoryka koalicyjna? Czy też do głosu nagle doszedł słynny instynkt Tuska, pozwalający mu podobno dostrzegać zagrożenia, których jego współpracownicy nie widzą? Czy premier uznał, że antypisowski elektorat, impregnowany dotąd na formułowane wobec rządzących oskarżenia o korupcję, w tej sprawie może zachować się inaczej (bo Platformę lubi, a PSL jest jego zdaniem obciachowy), co w końcu stałoby się obciążeniem dla całego rządu?

Jakiekolwiek by były przyczyny dymisji, stało się dobrze, mimo że nie ma dotąd dowodu na to, iż minister popełnił przestępstwo. Sfera odpowiedzialności politycznej rządzi się jednak innymi zasadami niż odpowiedzialności karnej. Ujawnione taśmy dowodzą, że w otoczeniu, w sferze bezpośredniego oddziaływania ministra istniała atmosfera sprzyjająca popełnianiu przestępstw, i już to wystarczy do wymierzenia mu kary politycznej.

Teraz ważne jest jednak, aby cała sprawa nie zakończyła się na odejściu Sawickiego. W rozmowie pp. Serafina i Łukasika padły przecież konkretne informacje; władze muszą je wyjaśnić przy otwartej kurtynie.

PiS postuluje powołanie komisji śledczej, rządzący chcą tego uniknąć. Jednak bez takiej komisji trudno będzie nie tylko dojść do prawdy, ale też przekonać wielu, że ustalenia służb państwowych będą rzeczywiście uczciwe i bezstronne. Tak niestety obecnie wyglądają polskie emocje, taki jest stopień braku zaufania wielu Polaków do polskiego państwa. Na ten stan rzeczy można się zżymać, ale trzeba brać go pod uwagę.

Oczywiście, jeśli tę sprawę naprawdę chce się wyjaśnić.