Nie zapewnił w porę siedziby IPN. Nie zadbał o umieszczenie w celi Marcina P. Nie zlikwidował parabanków. Nie zrobił porządku w prokuraturze. Nie zlikwidował korupcji i nie zapobiegł nepotyzmowi w państwowych spółkach… Po prostu zamiast oddać następcy państwo w stanie, w jakim sam chciałby je zastać, pozostawił mu dziesiątki nierozwiązanych problemów!
Trudno w tej sytuacji mieć o cokolwiek pretensje do Donalda Tuska. On przecież rządzi zaledwie od pięciu lat. I rządzi w sytuacji nieporównanie trudniejszej, bo w przeciwieństwie do poprzednika dysponuje większością w Sejmie oraz Senacie, posłusznym koalicjantem i bezwolnym prezydentem. Tylko niewtajemniczonym może się wydawać, że to jakiś atut, w istocie jest przeciwnie: oznacza to znacznie większą rzeszę współpracowników, z których każdemu trzeba stale palcem pokazywać „zrób to, zrób tamto, tego nie rusz!” - no bo przecież takich, którzy by coś mogli sami z siebie, premier nominować nie mógł, jeszcze by się pousamodzielniali i mu zagrozili.
W efekcie nasz premier, jak sam się w chwili słabości pożalił, dostaje rocznie 1800 różnych raportów. Kto by miał łeb to przejrzeć, co dopiero jakoś reagować! I jakby nie dość poprzednika, co nic nie zrobił, to jeszcze państwo po prostu nie staje na wysokości oczekiwań premiera. Samorządy, prokuratury, sądy, nadzór finansowy, nawet ministerstwa - właściwie wszyscy zawodzą, poza nim samym, oczywiście.
Co może zrobić premier w tak skrajnie niekorzystnej sytuacji? Jak rzekł były prezydent: zatańczyć i zaśpiewać. Więc zapewne to właśnie zrobi w kolejnym exposé, bo co innego? I jeszcze niektórzy wbijają mu szpilki. To nie ludzie, panie premierze. To wilki.
Autor jest publicystą „Uważam Rze”