By uzmysłowić sobie ten bezmiar bylejakości warto prześledzić historię związaną z opłacaniem składek do NFZ za rolników.
W październiku 2010 r. Trybunał Konstytucyjny, na wniosek złożony jeszcze przez śp. Janusza Kochanowskiego, orzeka: nie jest zgodne z ustawą zasadniczą, że budżet opłaca za wszystkich rolników, bez względu na osiągany przez nich dochód, składkę do NFZ. To niesprawiedliwe. TK daje rządowi 15 miesięcy na naprawienie tych przepisów.
Cóż robi gabinet? Zamiast wykorzystać tę okazję do reformy Kasy, najpierw zwleka niemiłosiernie z przygotowaniem odpowiedniej ustawy, by ostatecznie na cztery dni przed upływającym terminem wprowadzić w życie rozwiązanie tymczasowe. Od 1 lutego 2012 r. obowiązuje zatem ustawa periodyczna. Ma utracić moc w grudniu. Przewiduje, że dalej za rolników w zdecydowanej większości składki będą płacić podatnicy. Wbrew orzeczeniu TK.
No dobrze, to jest rozwiązanie tymczasowe – ktoś powie. Ale jak to bywa w życiu prowizorki mają długą datę przydatności. 7 grudnia rząd wydłuża na 2013 r. te jednorazowe przepisy.
Mało? To dodajmy do tego wysłany właśnie przez Ministerstwo Zdrowia do konsultacji projekt ustawy o wydłużeniu tej prowizorki na... 2014 r. Datowany jest na 22 lipca. Chyba nieprzypadkowo bo to PRL-owskie święto łatwo powiązać z uprawianym w tej sprawie socjalizmem, brakiem poszanowania prawa i zrzucaniem na często mniej zamożnych podatników konieczności utrzymania bogatszych rolników. Cóż bowiem dowiadujemy się z uzasadnienia tej ustawy-kuriozum? W 2014 roku rolnicy zapłacą za swoje leczenie 134 mln zł. A ile dołożą do nich podatnicy? Bagatela – 1 728 mln. Trzynaście razy więcej. Zaledwie 7,5 proc. kosztów pokryją rolnicy, resztę – podatnicy.