Za każdym razem, gdy rządzący w Kairze próbowali rozwiązać ten problem siłą – a dzieje się to regularnie od 65 lat – zawsze mowa była o walce z terroryzmem. I za każdym razem kończyło się dokładnie tak samo: trudną do opanowania falą przemocy.

Ale teraz mogłoby być inaczej, bo przeciwko islamistom murem stanęły nie tylko rząd i armia, ale też najważniejsza instytucja religijna w państwie - słynna Al-Azhar, której kierownictwo uznało Bractwo Muzułmańskie za odstępców od wiary. Jednocześnie wizerunek islamistów zmiażdżyły relacje mediów, na żywo pokazujących uzbrojonych zwolenników Bractwa, którzy nie tylko demonstrują swe poparcie dla obalonego prezydenta Mohameda Mursiego, ale też napadają na domy, sklepy i kościoły.

Najnowszą falę niepokojów w Egipcie wywołał dotkliwy brak odpowiedzi na pytanie, jakiego państwa chcą Egipcjanie, oraz w jakim stopniu państwo i religia powinny iść w parze. Generałowie sami odpowiedzi nie udzielą. A jej brak nieuchronnie prowadzi do zamrożenia w dyktaturze.