O ile recepty prezesa PiS są dla nas szkodliwe o tyle retoryka Davida Camerona... może nam pomóc. Paradoksalnie, po latach zachwytu otwartością granic okazuje się że jako zbiorowość wychodzimy na tym jak Zabłocki na mydle. Jesteśmy dostarczycielem świetnej jakości pracowników, którzy wykształcili się w Polsce, a pomnażają dobrobyt za granicą. To dla nas oczywista strata.
Powinniśmy po cichu zacierać ręce z nacjonalistycznych pomruków, które coraz głośniej słychać w Europie. Powinniśmy też zrobić wszystko by UE, pod dyktatem Niemiec i Francji, nie wdrożyła restrykcyjnych przepisów zakazujących naszym firmom delegowania pracowników. Powinniśmy też, to najważniejsze, stworzyć emigrantom warunki powrotu.
- Rodzime firmy powinny przestać zatrudniać imigrantów z Europy Wschodniej kosztem młodych Brytyjczyków – uważa David Cameron. Podczas wizyty w Oksfordzie wyraził niezadowolenie z faktu, że przybysze z Polski, Litwy czy Łotwy są dominującą siłą roboczą na Wyspach. Premier Albionu uderza w retorykę „Wielka Brytania tylko dla Brytyjczyków". Jest to dla niego politycznie opłacalne, takie są nastroje większości, zwłaszcza w czasach wolniejszego rozwoju. Strach przed obcymi podsyca też fakt, że od stycznia Bułgaria i Rumunia zostanie bez ograniczeń dopuszczona do europejskiego rynku pracy. Z punktu widzenia interesów Wlk. Brytanii jest to jednak działanie absurdalne. Przybysze zwykle wykonują prace, których nie chcą podjąć miejscowi. Na niższych kosztach usług korzysta nie tylko cała gospodarka i brytyjscy przedsiębiorcy, ale także Brytyjczycy, którzy dzięki temu taniej mogą wyremontować mieszkanie czy pójść do kina. Straszenie tym, że Polacy przyjeżdżają na Wyspy po zasiłki też nie ma wiele wspólnego z rzeczywistością. Jak wynika z danych są mniejszością, w której liczba pracujących jest wyższa niż wśród autochtonów. Ale cóż tam logia, to jest polityka.
- Staliśmy się, na niepotykaną dotąd skalę, dostarczycielem siły roboczej w Europie – to zdanie tkwi mi od wczoraj w głowie. Usłyszałem je na konferencji dotyczącej migracji od Pawła Kaczmarczyka z Fundacji Ośrodek Badań nad Migracjami. Powtórzmy: na niespotykaną skalę. Za granicą, jak podaje GUS jest ponad 2,1 mln naszych rodaków, większość z nich ponad rok. Marne szanse że wrócą. W zdecydowanej większości to ludzie młodzi. Wyliczaliśmy w Rzeczpospolitej na podstawie danych GUS, że z kraju wyjechało 11 proc. osób urodzonych w latach 1977-1986. Dodając to tego dramatycznie niski wskaźnik urodzeń w Polsce i brak polityki imigracyjnej mamy pełny obraz katastrofy.
To dlatego nie powinniśmy się jako państwo oburzać na retorykę Camerona. Jeśli Brytyjczykom jest tak z naszymi rodakami źle to niech ich nam zwrócą. Przyjmiemy Was z otwartymi ramionami, tylko żebyście chcieli wrócić! Oczywiście zdaję sobie sprawę, że często nie macie do czego, ale powinniśmy zrobić wszystko by to zmienić. Z drugiej strony musimy bronić prawa naszych firm do delegowania pracowników. Jeśli jadą tylko na jakiś czas to mniejsze jest prawdopodobieństwo, że za granicą zostaną na stałe. Zakusy prominentnych krajów UE by ograniczyć tę formę zatrudnienia nam zaszkodzą.