Znakomitego historyka idei bardzo niepokoją dwa zjawiska: „odradzanie się radykalnej prawicy", nawiązującej do „dziwacznych, jeśli nie faszyzujących tradycji" oraz „wypaczone interpretacje liberalizmu", sprowadzające ten nurt wyłącznie do kategorii ekonomicznych (tu dostaje się między innymi Leszkowi Balcerowiczowi). Tymczasem Walicki opowiada się za liberalizmem „humanistycznym", w którym „podmiotem wolności jest człowiek, a nie rynek".
Najciekawsza opinia pada jednak pod koniec rozmowy. Znany badacz dziejów myśli polskiej przeciwstawia wolność kojarzoną z niepodległością i kwestiami narodowymi wolności w wymiarze indywidualnym. Z tej wypowiedzi można wywnioskować, że jeśli za coś należałoby krytykować komunizm, to tylko za tłamszenie tego drugiego rodzaju wolności.
Niegdyś Walicki był przenikliwym, niebanalnym krytykiem realnego socjalizmu i dowodził, że nacjonalizm nie jedno ma imię. Dziś jednak autor „Polskich zmagań z wolnością" ulega modnemu na lewicowo-liberalnych salonach III RP schematowi: jednostka – dobra, wspólnota – zła. Powiela naiwną wiarę w koniec dziejów – w to, że właściwie podmiotowość narodu jest przeżytkiem i liczą się jedynie prawa indywidualne.
I tu dochodzimy do pewnej sprzeczności. Walicki uważa, że państwo ma zobowiązania socjalne wobec obywateli, ponieważ powinno się troszczyć nie tylko o ich wolność, lecz i o ich bezpieczeństwo.
Przyjmijmy, że tak jest. Ale wtedy nie można deprecjonować znaczenia narodu i jego praw. Skoro odrzucamy darwinistyczny wyścig szczurów, to robimy to także w imię solidaryzmu, zakładającego, że społeczeństwo nie jest zbiorowością zatomizowanych jednostek, ale stanowi pewien historycznie ukształtowany organizm. Taki jak naród, który wciąż pozostaje istotnym graczem na arenie dziejów.