Jarosław Kaczyński podjął najwyraźniej decyzję by ścigać się z PO właśnie w składaniu socjalnych obietnic.
Sam Donald Tusk mówił niedawno, że nie obraża się, gdy nazywa się go socjalistą. Lider PiS w sobotę postanowił pójść tą samą drogą, tylko dalej. Sednem programu PiS jest bowiem przekonanie o konieczności wzmocnienia roli państwa na każdym niemal polu.
"W łańcuchu przyczyn i skutków naprawa państwa jest w istocie na pierwszym miejscu" czytamy w programie Prawa i Sprawiedliwości. I rzeczywiście to państwo ma dokonać rewolucji. Ma zmusić przedsiębiorców by nie trzymali pieniędzy na kontach, lecz by podnosili płace pracownikom, a pozostałe oszczędności inwestowali, ma budować mieszkania i reanimować żeglugę morską, ma podnosić poczucie własnej wartości u Polaków, czy przeciwstawiać się zalewowi ideologii gender.
To plan rodem z drugiej połowy XX wieku. A dziś mamy wiek XXI i przed państwem stoją zupełnie nowe zadania. Nie da się zbudować państwa, które będzie zarządzać tak dużą liczbą dziedzin życia 40 milionowego narodu.
"Naprawa państwa musi być realizowana równocześnie z działaniami w sferze gospodarczej i społecznej" - czytamy w programie PiS. Czy to oznacza, że podejmowanie jakichkolwiek wysiłków w przez przedsiębiorcę albo działacza społecznego nie ma sensu, tak długo jak do władzy nie dojdzie PiS i zabierze się za gruntowną przebudowę państwa?