A kagebiści, po znakomitych moskiewskich szkołach, potrafią to znakomicie wykorzystać, inspirując nominalistyczne zapędy Obamy, Merkel czy Hollande'a.
Rewolucja nominalistyczna, jak to często powtarza prof. Jadwiga Staniszkis, jest jedną z cech oświeceniowej i postoświeceniowej Europy. Tyle że współcześni polityczni nominaliści uznają, że język i słowa nie tylko tworzą idee, ale też w istocie kształtują twardą rzeczywistość polityczną. Jeśli więc nie nazwiemy wojny wojną, to nie będziemy mieli z nią do czynienia. Nie inaczej jest z kryzysem politycznym czy gospodarczym – dopóki ktoś nie powie, że on istnieje, nie nazwie go po imieniu, to go nie ma. Istnieje oczywiście problem oszołomów, którzy uznają, że wkroczenie wojsk jednego państwa na teren drugiego oznacza naruszenie suwerenności i wojnę, ale w takiej sytuacji natychmiast do boju wkracza – tak subtelnie opisana przez Vladimira Volkoffa ?w „Montażu" – agentura wpływu, produkująca nowe, ukrywające rzeczywistość, określenia konfliktu. Politycy zaś, dla których ostatnią rzeczą, na jaką mają ochotę, jest decydowanie o czymkolwiek, podchwytują je i uspokajają opinię publiczną.
A Putin robi swoje. Dla niego nominalizm (który akurat obecnie jest tylko innym imieniem tchórzostwa zachodnich elit politycznych) jest doskonałą bronią. Dzięki niej może spokojnie destabilizować Ukrainę, realizować swoje plany, a jedyne, czego sam nie może zrobić, to nazwać rzeczy po imieniu. Tyle że on jako kagebista doskonale rozumie, że od określeń i języka bardziej liczy się rzeczywistość. Totalitaryzm można nazwać demokracją ludową, a wojnę o rozszerzanie wpływów komunizmu walką o pokój – ich istota od tego się nie zmieni – a łatwiej będzie dzięki temu otumanić głupich Europejczyków.
Za komuny udawało się to robić przez całe dziesięciolecia, aż w końcu do głosu doszli dość realistycznie nastawieni Ronald Reagan i Jan Paweł II i zaczęli nazywać rzeczy po imieniu. Od tej zgodności słów z rzeczywistością zaczął się proces zwycięstwa nad komunizmem. Jeśli teraz chcemy wygrać (a przynajmniej nie dopuścić do całkowitej klęski), musimy wrócić do sytuacji, w której język określa rzeczywistość, a nie służy do jej maskowania czy usprawiedliwiania tchórzostwa. Jeśli tego nie zrobimy, przegramy, jako Zachód, na własną prośbę. W starciu nominalistów z kagebistami zawsze wygrywają bowiem ci ostatni.
Autor jest filozofem, ?redaktorem portalu Fronda.pl