– Uważam, że wydawanie 300 tys. zł na coś, co państwo robią za darmo, to duża niegospodarność – ironizował w środę marszałek Sejmu Szymon Hołownia w odpowiedzi na pytanie ze strony Prawa i Sprawiedliwości o publikacje Wirtualnej Polski. Portal napisał, że Platforma Obywatelska zapłaciła ponad 300 tys. zł za „analizy politologiczne” przedsiębiorcy, który prowadził co najmniej dwa anonimowe konta w serwisach społecznościowych (m.in. PabloMoralesPL), w których hejtował nie tylko PiS, ale też Lewicę czy Polskę 2050 Szymona Hołowni.
Podnoszenie przez PiS sprawy PabloMoralesPL to hipokryzja
W ten sposób marszałek Hołownia próbował elegancko wybrnąć z kłopotliwej sytuacji, w jakiej się znalazł po publikacji WP. Podnoszenie tej sprawy akurat przez posłów Prawa i Sprawiedliwości – za rządów których przemysł hejtu uprawiała telewizja publiczna, a specjalną komórkę uderzającą w niepokornych sędziów zorganizowano w Ministerstwie Sprawiedliwości – to szczyt hipokryzji. Sprawa jednak wykracza poza relacje PiS i anty-PiS. Bo PabloMoralesPL prezentował dość typową dla radykalnych zwolenników Donalda Tuska logikę, że poza Platformą Obywatelską są tylko zdrajcy. A Szymon Hołownia i Władysław Kosiniak-Kamysz, którzy zdecydowali się na to, by wspólnie wystartować jako Trzecia Droga, przez większość kampanii traktowani byli przez wyznawców PO jako pomagierzy PiS. Tuż przed wyborami ataki osłabły, ale z faktu, że gdyby nie świetny wynik Trzeciej Drogi, Tusk nie doszedłby do władzy, wniosków nie wyciągnięto.
Czytaj więcej
Wirtualna Polska ujawnia, że Platforma Obywatelska przez osiem lat zapłaciła 305 tys. zł za "analizy politologiczne" mężczyźnie prowadzącemu dwa konta w serwisie X, które promowały polityków PO i atakowały PiS, ale także Szymona Hołownię.
Problem jest też znacznie głębszy niż napięcia między Hołownią a Tuskiem. Idzie bowiem o to, jak fatalny wpływ na politykę mają platformy społecznościowe, a szczególnie anonimowe konta z dużymi zasięgami. Stają się one poważnym narzędziem wpływania na nastroje społeczne, mogą zmieniać sympatie wyborców, organizować kampanie hejtu pod adresem jednych albo wychwalać innych. I nie ma tu żadnego znaczenia, czy mówimy o działaniu na rzecz tej czy innej partii.
Dlaczego anonimowe konta siejące hejt w sieciach społecznościowych to zagrożenie dla demokracji
Skoro potępiamy dezinformacyjne działania Rosji w krajach zachodnich i wpływanie na wyniki wyborów poprzez manipulowanie nastrojami na platformach społecznościowych, to dlaczego godzimy się na kampanie hejtu, które organizowane są, nawet jeśli nie na zlecenie, to z przyzwoleniem głównych graczy na naszej scenie politycznej? Gotów jestem postawić tezę, że anonimowy (jak się później okazuje, nie do końca anonimowy) hejt w sieci zagraża demokracji. Wszak jednym z jej aksjomatów jest transparentność i przejrzystość, przekonanie, że obywatele będą podejmowali decyzje polityczne na podstawie swej wiedzy. Hejt, radykalizacja, skrajne emocje – to wszystko jest zagrożeniem dla demokratycznych reguł gry, bez względu na to, czy ten hejt pochodzi ze strony fanów Jarosława Kaczyńskiego czy Donalda Tuska.