17 września to jedna z najbardziej ponurych dat w historii Polski. Kiedy Polska broniła się przed barbarzyńskim atakiem niemieckim, bolszewicka Rosja jednostronnie złamała wiążący ją z Warszawą pakt o nieagresji i dołączyła do inwazji. Rzadko kiedy proste metafory są tak trafne, jak ta o nożu wbitym w plecy Rzeczypospolitej przez Stalina. Polska prowadziła trudną, ale nie pozbawioną szans wojnę obronną. Czekała na odsiecz ze strony sojuszników. Inwazja Sowietów z 17 września ostatecznie przecięła nadzieję na przetrwanie II RP.
Czytaj więcej
17 września 1939 r. o 4.00 nad ranem sowieckie siły zbrojne zdradziecko uderzyły na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej wzdłuż długiej na 1400 kilometrów granicy.
Bezpośrednim efektem tej daty była podwójna okupacja, eksterminacja narodu i ludobójstwo, jakiego dopuścili się agresorzy. Polska straciła w wyniku tych zbrodniczych działań ponad 6 mln obywateli. Nikt nigdy nie wyrządził narodowi polskiemu tak potwornej krzywdy. Właśnie dlatego ta data upamiętniająca śmiertelny sojusz dwóch totalitaryzmów, będąca symbolem zdrady i punktem startowym wyścigu dwóch ludobójstw, jest tak święta. Co roku winniśmy ją celebrować z szacunkiem i pamięcią o pomordowanych. Jakiekolwiek wykorzystywanie jej na potrzeby bieżącej polityki trzeba uznać za naganne i obraźliwe dla pamięci pomordowanych.
Co 17 września mówił Mateusz Morawiecki
Niestety podczas obchodów 84. rocznicy sowieckiej zdrady polski premier Mateusz Morawiecki nie umiał uszanować tej świętości. Nie tylko wplótł do swojego wystąpienia atak na bezpośredniego przeciwnika w wyborach, ale poświęcił opluwaniu Donalda Tuska znaczący jego fragment. Padły m.in. takie słowa: „de facto istniał gazowy i surowcowy pakt Merkel-Putin, który miał doprowadzić do oplecenia i zniewolenia znacznej części Europy w sidłach niemiecko-rosyjskich, a głównym wykonawcą tego paktu w Polsce, a później w Brukseli był Donald Tusk”; „Był drużbą na nowych zaślubinach niemiecko-rosyjskich. W ciągu ostatnich 15 lat nikt nie zrobił więcej dla Rosji i dla Niemiec, niż Donald Tusk”.
Polityczne zaczadzenie czy osobista obsesja?
Jak to skomentować? To naprawdę trudne. Bo ciężko jest zarzucić Mateuszowi Morawieckiemu, historykowi z wykształcenia, że nie zna dziejów. Trudno też sądzić, że nie rozumie wagi narodowej martyrologii związanej z tą datą. Trzeba być ignorantem albo człowiekiem kompletnie nieczułym, by nie rozumieć, czym jest wciąż dla milionów Polaków. Jedyne wyjaśnienie, jakie przychodzi do głowy, to siła politycznego zaczadzenia. Skrojona z chłodną głową strategia niszczenia przeciwnika przy każdej, nawet kompletnie wyrywającej się kontekstowi, sposobności albo osobista obsesja. Jedno i drugie – w tym wyjątkowym kontekście niegodne.