Duży, ważny, dumny kraj, członek NATO – nietypowy. Prawie nie ma wolnych mediów: co dziewiąty z odnotowanych na świecie przez Committee to Protect Journalists uwięzionych dziennikarzy siedzi w tureckim więzieniu. Nietrudno tam też trafić, będąc opozycyjnym politykiem. Ale odbywają się wybory i są sondaże – te dawały szanse opozycji i jej kandydatowi na prezydenta Kemalowi Kilicdaroglu. Wyłaniał się z nich kraj podzielony na pół, jak wiele innych, w których odbywały się w ostatnich latach wybory, nazywane przełomowymi. Prawie na pół.
I to „prawie” ma decydujące znaczenie. Nie wystarczy mieć za sobą prawie połowy narodu, by odsunąć polityka, który przez ponad dwie dekady zagarniał coraz więcej władzy, co spowodowało, że jego kraj przesunął się z grona państw zwanych kulejącymi demokracjami ku reżimom hybrydowym (to dzięki odbywającym się tam wyborom), a lada moment może wpaść do szufladki „reżimy autorytarne”.
Czytaj więcej
Do rozstrzygnięcia wyborów prezydenckich potrzebna będzie druga tura. Z niepełnych danych podawanych przez tureckie media wynika, że żaden z głównych kandydatów - urzędujący prezydent Recep Tayyip Erdogan ani popierany przez opozycję Kemal Kilicdaroglu - nie zdołał zebrać ponad 50 proc. głosów.
Jak wskazują nieostateczne wyniki, w pierwszej turze Recepowi Tayyipowi Erdoganowi zabrakło pół punktu procentowego do zwycięstwa w wyborach prezydenckich. Drobne upokorzenie dla współczesnego sułtana, ale porażka w drugiej turze wydaje się bardzo mało prawdopodobna, zwłaszcza że w niedzielę opozycja przegrała z jego partią odbywające się równocześnie wybory parlamentarne.
Los drugiej tury zależałby przede wszystkim od elektoratu polityka, który zajął trzecie miejsce, zdobywając ponad 5 proc. głosów. Nazywa się Sinan Ogan i symbolizuje tureckie rozdarcie. Z jednej strony to ultranacjonalista, który kilka lat temu wbrew swojej partii nie chciał wspierać Erdogana. Z drugiej też ultranacjonalista, który Kemalowi Kilicdaroglu stawia warunki nie do spełnienia: przede wszystkim odcięcia się od partii prokurdyjskich, a Kurdowie to wyjątkowo oddany elektorat kandydata opozycji.