Opozycja przejęła władzę w sejmiku śląskim. Władzę, której nie udało się jej skonsumować po ostatnich wyborach samorządowych, w wyniku wolty radnego Wojciecha Kałuży. W zamian za stanowisko wicemarszałka województwa przeszedł wtedy do PiS, zapewniając większość Zjednoczonej Prawicy. Teraz jego zdjęcia, kiedy samotny wpatruje się smutnym wzrokiem w podłogę, stojąc na korytarzu sejmiku, obiegły media społecznościowe opozycji.
Wahadło polityczne zgodnie ze swoją naturą odbiło w przeciwna stronę. W wyborach samorządowych w 45-osobowym sejmiku PiS zapewniło sobie 22 mandaty, Koalicja Obywatelska 20, Lewica dwa, a Polskie Stronnictwo Ludowe jeden. Ugrupowania opozycyjne miały więc o jeden głos więcej. Jednak w trakcie pierwszej sesji, dokładnie cztery lata temu, radny Wojciech Kałuża, który uzyskał mandat z list KO, poparł PiS i stał się symbolem (dla dawnych kolegów) politycznej zdrady, tym bardziej, że w zamian uzyskał lukratywne stanowisko. Posłanka Monika Rosa dosadnie po śląsku nazwała go nawet „ciulem”.
Czytaj więcej
Podczas poniedziałkowej sesji sejmiku województwa śląskiego radni odwołali ze stanowiska przewodniczącego Jana Kawuloka (PiS). Jego miejsce zajął radny KO prof. Marek Gzik. Wicemarszałek województwa śląskiego Wojciech Kałuża złożył rezygnację.
Tym razem dzięki powstaniu samorządowego koła „Tak! Dla Polski”, do którego przeszedł marszałek z PiS Jakub Chełstowski i trójka radnych, opozycja ma co najmniej cztery mandaty przewagi. „Marszałek Chełstowski zachował się podle; jest pozbawiony jakiejkolwiek odwagi cywilnej” – uznał sekretarz generalny PiS Krzysztof Sobolewski, dając do zrozumienia, że powody jego odejścia są tajemnicze i mało szlachetne. Ale mimo tej próby ubłocenia Chełstowskiego ton sekretarza generalnego PiS był w radiowej Jedynce nazajutrz po utracie władzy na Śląsku dość grobowy. Mówił, że trzeba „coś wyjaśniać” i jakoś żyć dalej. Z jego słów, tak jak i pozostałych członków zarządu województwa ze Zjednoczonej Prawicy, przebijał szok.
Bo utrata tak potężnego województwa, politycznego matecznika premiera Mateusza Morawieckiego, a jednocześnie języczka u wagi układu sił we wszystkich regionach może się okazać najważniejszym sygnałem przed nadchodzącymi wyborami parlamentarnymi. Odejście Chełstowskiego to także osłabienie premiera, który jako poseł ze Śląska, w oparciu o sejmik budował sobie zaplecze. Marszałek tłumaczył podczas rewolucyjnej sesji, że z premierem pracowało mu się dobrze, ale antyunijnej polityki rządu już znieść nie może.