Nie mam pojęcia, czy Ruda Śląska jest reprezentatywna dla całości kraju. To miasto zaliczane do kategorii średnich. Przez ostatnią dekadę rządziła nim bezpartyjna Grażyna Dziedzic, która w kolejnych dwóch wyborach pokonywała najpierw kandydatkę PO Aleksandrę Skowronek, a potem wspieranego przez PiS Marka Wesołego. Zarazem Ruda Śląska to dość typowe śląskie miasto, z wciąż funkcjonującym przemysłem ciężkim (huta, kopalnie) i związanymi z tym problemami, poszukujące przy tym (z pozytywnym skutkiem) dróg w przyszłość. Przeprowadzone przy okazji wyborów sondaże preferencji partyjnych wskazują podobne wyniki jak w reszcie kraju, nieco zawyżając poparcie dla głównych graczy polskiej polityki.
Przypomnijmy: sondaż Instytutu Badań Samorządowych z ostatniej niedzieli wskazał na 34 proc. poparcia dla PiS, 32 proc. dla KO i 18 proc. dla Polski 2050 Szymona Hołowni. Czy te wyniki to realne lustro preferencji mieszkańców Rudy Śląskiej? Bez wątpienia należy rozważyć czynnik mobilizacji wyborczej, który nieco fałszuje standardowe wyniki sondażu; aktywni wyborcy tworzą swoistą nadreprezentację kosztem niegłosujących, którzy też mają swoje poglądy, ale w dzień wyborów wybierają często, z powodów osobistych, postawy oportunistyczne.
Czytaj więcej
Za dwa tygodnie mieszkańcy Rudy Śląskiej dokonają wyboru między jednym z dwóch kandydatów opozycji w wyborach na prezydenta miasta.
Jaka jest najważniejsza obserwacja podsumowująca pierwszą turę wyborów prezydenckich w Rudzie Śląskiej? Przede wszystkim wyjątkowo niska frekwencja – 31,55 proc. To zły znak dla PiS, które do sukcesu wyborczego prócz tradycyjnych lojalistów potrzebuje „labilnego” centrum. To w przeciwieństwie do tradycyjnego elektoratu partii prezesa Kaczyńskiego ludzie, którzy na władzę głosują z „rozsądku”, „przyzwyczajenia”, zostali kupieni transferami socjalnymi czy uznają, że na opozycji nie ma na kogo głosować.
Ten elektorat tym razem został w znacznej części w domu. Co prawda w sondażach wyraził poparcie dla PiS (stąd te 34 proc.), ale ten wynik nie przełożył się na rzecz wspieranego przez Kaczyńskiego kandydata Marka Wesołego, który otrzymując niewiele ponad 26 proc. głosów, odpadł w pierwszej turze. To chyba najważniejsza lekcja z Rudy. Niedostateczna mobilizacja potencjalnego elektoratu środka. Wyszło to już zresztą w komentowanych na łamach „Rzeczpospolitej” badaniach sprzed kilku tygodni, które wskazały, że po raz pierwszy od dawna liczba ludzi zamierzających głosować jest niższa od tych, którzy do wyborów się nie wybierają. Mam wrażenie, że na Nowogrodzkiej świetnie to zrozumiano, dlatego PiS nie zaangażowało się całą swoją siłą po stronie Wesołego.