O kredyt na mieszkanie stara się dziś dwa razy mniej osób niż rok temu. Sprzedaż nieruchomości spada – i na rynku pierwotnym, i na rynku wtórnym. Z zakupu rezygnują nawet ci, którzy podpisali umowy przedwstępne. Jednych bank wystawił za drzwi, nie dając kredytu. Innych, którzy okazali się zdolni do zaciągnięcia pożyczki, przeraziła wysokość rat. Wzięli nogi za pas. Eksperci finansowi szacują, że kredytobiorca, który w październiku ubiegłego roku mógł dostać 400 tys. zł kredytu, dziś może liczyć na ok. 210 tys. Biorąc pod uwagę wciąż rosnące ceny mieszkań, o zakupie nieruchomości można raczej zapomnieć.
Malejąca zdolność kredytowa Polaków to efekt podwyżek stóp procentowych i wprowadzenia nowej rekomendacji KNF. Banki, oceniając możliwość spłaty kredytu przez potencjalnego kredytobiorcę, do obowiązującej stopy doliczają 5 pkt proc. To bufor bezpieczeństwa. Chcą mieć pewność, że klient będzie w stanie spłacać raty, nawet gdy mocno wzrosną. Tyle że jest to, mówiąc delikatnie, zaproszenie do wyjścia z rynku. Są tacy, którzy mówią o wilczym bilecie. Pośrednicy ironizują, że tak oto realizuje się polityka prorodzinna rządu: wspieranie młodych w zakupie pierwszej nieruchomości.
Czytaj więcej
Wytyczne dla banków w sprawie badania zdolności kredytowej dziesiątkują popyt na pożyczki i mieszkania. Deweloperzy apelują do KNF o zmianę nazbyt surowych wskaźników. Eksperci różnie oceniają ten pomysł.
Obowiązujący od końca maja program „Mieszkanie bez wkładu własnego”, rok temu hucznie zapowiadany przez rząd, w dzisiejszych warunkach okazuje się czystą groteską. Banki nawet nie przygotowały oferty na kredyt „bez wkładu”. Kolejne papierowe prawo. Największym problemem nie jest dziś brak wkładu własnego, ale brak zdolności kredytowej.
Odblokować kredyty próbuje Polski Związek Firm Deweloperskich (PZFD). Apeluje do KNF o złagodzenie kryteriów oceny kredytobiorców. Bufor 5 pkt proc. to zdaniem związku przesadna ostrożność. Przy kredytach ze zmienną stopą wystarczyłyby 3 pkt proc., przy tych ze stopą okresowo stałą – góra 1 pkt. To rozruszałoby sparaliżowany rynek. Wróciliby ci, którzy zostali z niego wypchnięci.