Dość przypomnieć, że wcześniej Lech Wałęsa obiecywał każdemu po 100 milionów, a aferzystom wygrażał, że puści ich w skarpetkach. Nic z tego nie wyszło. O tych pustych sloganach przypominamy sobie dzisiaj, słuchając piosenki Kazika Staszewskiego, który jak rasowy publicysta przypomina Wałęsie o wyborczych obietnicach.
„Nie wiem, czy wicepremier Piotr Gliński był tak naiwny, że przekazał Fundacji Książąt Czartoryskich 100 mln euro, wierząc – jak zapewniali arystokraci przed kamerami – że pieniądze te posłużą polskiej kulturze. Może po prostu oczarowały go książęce tytuły. Tym gorzej" – napisała Zuzanna Dąbrowska.
Ja się z tym nie zgadzam. Dlaczego?
Warto przypomnieć kontekst podjęcia decyzji wicepremiera Glińskiego o zakupie kolekcji Czartoryskich. Jesienią 2016 r. już od kilku lat w miejscu stała sprawa odnowienia i rozbudowy krakowskiego muzeum XX Czartoryskich, a eksponaty tułały się po różnych muzeach, albo leżały w magazynach. Sama „Dama z gronostajem" Leonardo da Vinci eksponowana była na Wawelu. Wokół tej kolekcji co i rusz powstał niepokój, jakie będą jej dalsze losy. Za jej wykupieniem opowiadali się liczni muzealnicy. Tym bardziej, że dalszy los kolekcji był niepewny. Pojawiały się i takie opinie, że najcenniejsze obrazy mogą zostać wypożyczone do galerii zagranicznych i nie wiadomo kiedy powrócą pod Wawel.
Rozstrzygnięciem sprawy, czyli sprzedażą kolekcji zainteresowany był też książę Adam Karol Czartoryski (człowiek, który wychował się za granicą, nie znał nawet języka polskiego, w zasadzie z Polską łączy go nazwisko). Opowiadał mi, że już nie ma sił walczyć o pieniądze na remont muzeum, o tym, że instytucje rządowe nie chcą wspierać finansowo odbudowy tej placówki. Na to nakładały się naciski zgromadzonych wokół niego bliskich osób, aby coś wreszcie zrobić z tą sprawą.