Michał Szułdrzyński: Pegasus, wolność i demokracja

Obywatele mają prawo ufać, że rozwój technologiczny nie będzie się odbywać kosztem totalnego nadzoru nad nimi. Wiarygodność PiS w tej sprawie jest zerowa. Niestety, nie tylko jego.

Publikacja: 29.12.2021 21:00

Michał Szułdrzyński: Pegasus, wolność i demokracja

Foto: AFP

Hasło Pegasus budzi w ostatnich dniach niezwykłe emocje. Słusznie, bo ujawniony przez kanadyjskich ekspertów fakt, iż telefon senatora Krzysztofa Brejzy był hakowany przez kilka miesięcy akurat w czasie, gdy polityk ten kierował sztabem wyborczym Koalicji Obywatelskiej w 2019 r., jest gigantycznym skandalem.

Sprawę trzeba do spodu wyjaśnić. I nie ma znaczenia, czy zrobi to komisja śledcza jeszcze podczas tej kadencji, czy też ktoś, kto kiedyś pokona PiS w wyborach. Pegasus to potężne narzędzie, które stworzono z myślą o tym, by zwalczać najcięższe zbrodnie, a nie włamywać się do polityka opozycji w jakiejś dętej sprawie i potem robić przecieki do telewizji publicznej ze zmanipulowanymi esemesami czy e-mailami. To praktyka państw autorytarnych, a nie demokratycznych.

PiS niczego się nie nauczył od 2007 r., gdy stracił władzę w wyniku kompromitującej akcji służb specjalnych przeciwko koalicjantowi. Słabość niektórych polityków PiS do inwigilacji oraz naiwna wiara w to, że się da, nie pozostawiając śladów, włamywać do telefonów politycznych przeciwników, prędzej czy później się na rządzących zemści.

Mimo to nie sam Pegasus jest największym problemem. Źle by było, gdybyśmy skupili się na nim, a stracili z oczu sedno sprawy. A jest nim to, że istnieje wiele narzędzi inwigilacji elektronicznej. Nazwy niektórych nawet nie znamy albo nic by one nie powiedziały opinii publicznej. I każda z wielu służb, które w Polsce mają prawo do prowadzenia kontroli operacyjnej, stosuje rozmaite narzędzia. Jak piszemy dziś w „Rzeczpospolitej”, problemem jest fikcja sądowej kontroli tej inwigilacji, gdy nowoczesne narzędzia dają służbom niewyobrażalne dotąd możliwości zbierania informacji. A im technologie będą bardziej złożone, im szybciej rozwijać będzie się 5G i internet rzeczy, skala inwigilacji skokowo będzie wzrastać.

I dziś, i w przyszłości będziemy potrzebować nowoczesnych narzędzi inwigilacji. Choćby dlatego, że terroryści i mafiosi korzystają z szyfrowanej łączności do planowania zamachów, zabójstw czy porwań. Czym innym jest jednak ściganie handlarzy ludźmi, narkotykami czy bronią, a czym innym – szpiegowanie przeciwników partii rządzącej.

W praworządnym państwie władza do tego drugiego się nie posuwa. A obywatele mają prawo ufać, że rozwój technologiczny nie będzie się odbywać kosztem totalnego nadzoru nad nimi. Wiarygodność PiS w tej sprawie jest zerowa. A opozycji? Gdy słuchałem we wtorek Donalda Tuska, który mówił, że za jego rządów dziennikarze nie byli inwigilowani, myślałem, że źle słyszę. Sam w śledztwie w sprawie nielegalnej kontroli operacyjnej w czasach rządów PO byłem przesłuchiwany i dostałem status pokrzywdzonego. Tusk odgrywający dziś w tej sprawie ostatniego sprawiedliwego nie brzmi zatem wiarygodnie (a że PiS tej sprawy wciąż nie wyjaśnił, to inna sprawa).

Pamiętajmy jednak, że nie chodzi o to, czy na aferze Pegasusa wygra PO czy PiS, ale o to, czy w Polsce będą przestrzegane elementarne standardy sądowej i społecznej kontroli nad służbami, które wyposażone w najnowocześniejsze narzędzia zdobywają nad obywatelami taką przewagę, jak największe koncerny technologiczne. Stawką w tej grze są podstawowe prawa i wolności obywatelskie.

Hasło Pegasus budzi w ostatnich dniach niezwykłe emocje. Słusznie, bo ujawniony przez kanadyjskich ekspertów fakt, iż telefon senatora Krzysztofa Brejzy był hakowany przez kilka miesięcy akurat w czasie, gdy polityk ten kierował sztabem wyborczym Koalicji Obywatelskiej w 2019 r., jest gigantycznym skandalem.

Sprawę trzeba do spodu wyjaśnić. I nie ma znaczenia, czy zrobi to komisja śledcza jeszcze podczas tej kadencji, czy też ktoś, kto kiedyś pokona PiS w wyborach. Pegasus to potężne narzędzie, które stworzono z myślą o tym, by zwalczać najcięższe zbrodnie, a nie włamywać się do polityka opozycji w jakiejś dętej sprawie i potem robić przecieki do telewizji publicznej ze zmanipulowanymi esemesami czy e-mailami. To praktyka państw autorytarnych, a nie demokratycznych.

Komentarze
Czego o ministrze Zbigniewie Ziobro pisać dziś nie wolno
Komentarze
Jerzy Haszczyński: Prezydent, dyktator, zbrodniarz? Kim jest dla nas Putin
Komentarze
Bogusław Chrabota: Patryk Jaki. Bonaparte prawicowych radykałów
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Tusk i Biedroń uderzają w partię Hołowni. Kto więcej zyska na tej przepychance?
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Kłótnia o ambasadorów. Dlaczego rząd Tuska potrzebuje konfliktu z prezydentem