Fabularny film w reżyserii Waldemara Krzystka ze scenariuszem Wojciecha Tomczyka osnuty jest wokół losów Polaków, którzy ratowali Żydów w czasie II Wojny Światowej. Za działanie to groziła śmierć nie tylko bezpośrednio w nie zaangażowanym, ale całym ich rodzinom. Warto pamiętać, że nigdzie w zachodniej Europie hitlerowcy nie stosowali tak drakońskich kar, ani tego typu odpowiedzialności zbiorowej. Mimo to właśnie w naszym kraju najwięcej ludzi zaangażowało się w pomoc Żydom. W ramach państwa podziemnego powstała nawet organizacja "Żegota", która usiłowała ją organizować. Spośród ok. 22 tysięcy odznaczonych przez Izrael medalem "Sprawiedliwy wśród Narodów Świata" znacznie ponad 6 tysięcy to Polacy. Film "Sprawiedliwi" to jeden z przykładów jak można na nowo i prawdziwie, a przy tym niezwykle atrakcyjnie, opowiadać naszą najnowszą historię.

[wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/wildstein/2010/03/27/w-swiecie-komediantow/]skomentuj na blogu[/link][/b][/wyimek]

Ale ja nie o tym. Otóż jedna z robiących właśnie karierę aktorek, która w serialu gra ważną rolę śpiewaczki, poproszona została o występ przed pokazem. Odmówiła. — Dla tych, co tam będą, śpiewać nie będę! — Wyjaśniła. O jaką publiczność chodziło komediantce? Czy o grupkę niezwykle wiekowych Sprawiedliwych, którzy pofatygowali się na pokaz filmu zrobionego głównie po to, aby ich uczcić? Oczywiście, żartuję. Komediantka wyraźnie miała gdzieś Sprawiedliwych i całą ich sprawę. Można natomiast domniemywać, że cechuje się czymś w rodzaju instynktu, który pozwala wyczuwać, co jest dobrze widziane na salonach. Film jest produkcji TVP, która jest skandalicznie upolityczniona tzn. nie kocha należycie rządu, a na jej ekranie znajdują się również nieprawomyślne treści. Na pokazie był prezydencki minister Władysław Stasiak, co dowodziło skrajnego upolitycznienia imprezy, a nie było ministra rządu Tuska, co podniosłoby jej rangę. Nad całym pokazem unosiła się zresztą nieprzyjemna woń IPN-u, którą sugerował już wybór tematu filmu. Gdyby traktował o mordowaniu Żydów przez Polaków, to poruszałby odważnie trudną historię, odkłamywał polską mitologię i byłby właściwym zaczynem narodowej debaty. Jeśli natomiast pokazuje to co pokazuje, to podbija Polakom bębenka, co zawsze kończy się źle, gdyż przestają oni słuchać salonu i jego zagranicznych, np. brukselskich patronów.

Jeszcze raz zaznaczam: nie posądzam wspomnianej damuli o tak daleko idącą refleksję czy choćby o refleksję w ogóle. Nawet śladowa wrażliwość uniemożliwiłaby zachowanie jakie zaprezentowała ona we wspomnianych okolicznościach. Charakterystyczne jednak, że na imprezie tej nie pokazała się grupka wykonawców filmu, znanych bywalców salonu. Nie posuną się do odmowy roli w filmie. Tak dużo możliwości nie mają. Ale przyjmą ją z należytym obrzydzeniem. Sprawa ma kilka wymiarów. Jest symptomem infantylizmu naszego czasu. Chodzi oczywiście o społeczną pozycję aktorów. Odbiorcom mylą się odtwórcy z granymi przez nich rolami. Trudno o większy przejaw zdziecinnienia. To jednak w równym stopniu dotyczy Polski co USA. Natomiast ta konkretna, przytoczona przeze mnie anegdota mówi nam sporo o naszej rzeczywistości. Sama komediantka nie jest warta felietonu, ale jej zachowanie odsłania sprawy szersze. Oczywiście, gdyby nie miała przewrócone w głowie, odtwórczyni ta, dla przypodobania się swojemu środowisku, nie odegrałaby owego kiczu nonkonformizmu. Fakt, że to zrobiła, dużo nam mówi o chorobie naszego kulturalnego światka.