Pożegnaliśmy człowieka, który doskonale symbolizował ów tragiczny los wygnańców – prezydenta Ryszarda Kaczorowskiego. Przedwojenny instruktor harcerski, który po zajęciu Kresów przez Armię Czerwoną w 1939 roku zabrał się do tworzenia Szarych Szeregów. Skazany przez Sowietów na karę śmierci, zamienioną potem na więzienie, trafił do łagru na Kołymie. Żołnierz polskiej armii generała Władysława Andersa, z którą opuścił Związek Radziecki, uczestnik bitwy pod Monte Cassino. Zwieńczeniem jego emigracyjnej kariery politycznej była – od lipca 1989 r. - funkcja prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej na wychodźstwie. Ostatniego prezydenta, jak się okazało, bo Kaczorowski po objęciu prezydentury w kraju przez Lecha Wałęsę zrezygnował.
W osobie Kaczorowskiego żegnamy generację ludzi, którzy po II wojnie światowej postanowili ocalić ducha wolnej Polski na obczyźnie, poza władzą komunistów. Władcy PRL pozbawili wielu z nich polskiego obywatelstwa. Drwiąc z ich losu, reżimowe gazety w kraju od czasu do czasu wspominały, jak to generałowie Wojska Polskiego muszą zarabiać, pracując jako ekspedienci w sklepach czy kelnerzy w restauracjach. Ale spora część Polaków doskonale wiedziała, w imię jakich wartości bohaterowie Narwiku czy Tobruku wybrali gorzki tułaczy chleb. Dla wielu rodzin nad Wisłą ludzie, którzy pozostali po wojnie na Zachodzie, byli autorytetami. "Emigracja przyjmuje to krytycznie", "Emigracja to popiera" – tak mawiali ci, którym udało się utrzymać kontakt z "polskim Londynem".
Znad Tamizy do Polski przychodziły najpierw ordery i odznaki Armii Krajowej dla kombatantów, o których nie chciał pamiętać rząd w Warszawie. Do stolicy Anglii pielgrzymowali młodzi polscy historycy, aby w instytutach Piłsudskiego czy Sikorskiego docierać do polskich dokumentów o ostatniej wojnie. To wreszcie na angielskiej ziemi, staraniem polskiej emigracji, powstał mimo protestów ambasady ZSRR pomnik ofiar Katynia.
Z czasem "londyńczyków" zaczęto krytykować za skostnienie i zamknięcie się w kombatanckiej legendzie. Ale gdy w latach 70. i 80. w Polsce powstał niepodległościowy nurt opozycji, emigracja pokazała, że jest w stanie się zmobilizować. Takie organizacje jak ROPCiO, RMP czy KPN mogły liczyć na pomoc i wsparcie wojennych emigrantów. Władze na wychodźstwie zakończyły swoją misję w roku 1990 – Ryszard Kaczorowski przekazał wtedy Lechowi Wałęsie, pierwszemu demokratycznie wybranemu prezydentowi III RP, insygnia emigracyjnych władz. Z dumą, że symbole wolnej Polski może złożyć w ręce twórcy i pierwszego lidera "Solidarności".