Zamienił skalpel na piłę i częściowo zerżnął przydrożny radar. Kosztowało go to 1000 euro grzywny; taka bywa cena odwagi, a potem sławy i chwały. Lekarz został idolem rzeszy kierowców, uważających się – jak on – za ofiary reżimu policyjnych maszyn. I ja – odbierając mandaty z automatu, na które (w głębokim przekonaniu) nie zasłużyłem, chciałem już ruszać do wyrębu. Oto jednak pewien magazyn motoryzacyjny ostudził mój zapał drwala; rozpalił za to płomyk nadziei niesłusznie represjonowanego.
Dziennikarze pisma „Auto Plus” weszli w posiadanie poufnego raportu, jaki zamówiło u stosownych ekspertów francuskie MSW. Resort siłowy, odpowiedzialny także za radary (zainstalował ich już w całym kraju ok. 1,3 tys.), znał konkluzje dokumentu od roku. Schował go jednak pod sukno, czemu teraz przeczy. Ale też na wszelki wypadek zapewnia, iż „w trakcie instalowania radarów nie zawiódł ani czynnik ludzki, ani materialny”.
Wygląda na to, że zawiodły oba. Spece dowodzą w raporcie, że radar – stacjonarny lub przenośny („suszarka”) – musi być ustawiony do osi namierzanej drogi pod kątem 25 stopni. W przeciwnym razie zawyży realną szybkość ustrzelonego auta o 10 – 15 km/godz., co w wielu miejscach wystarczy, żeby wlepić słony mandat. Tymczasem, według ekspertów, byle jakie ustawianie radarów przez francuską policję to raczej norma niż wyjątek. Według ostrożnych szacunków „Auto Plus” za radarowe kłamstwa ukarano już dziesiątki tysięcy osób. Stowarzyszenia obrony konsumentów wzywają rząd do ogłoszenia moratorium na mandaty za przekroczenie szybkości do czasu wyjaśnienia sprawy. A kierowcom radzą nieposłuszeństwo obywatelskie: nie płaćcie.
Zapewne skorzystaliby na tym zatwardziali piraci drogowi (których we Francji nie ubywa), ale też straciliby internetowi handlarze punktami prawa jazdy (których coraz więcej). Za to chirurdzy wróciliby do skalpela, a dziennikarze – zachęceni przykładem kolegów z „Auto Plus” – wyostrzyliby pióra niczym zęby piły. Albowiem we Francji sporo jest jeszcze do zerżnięcia.