Najbardziej niebezpieczne wydaje się rozszerzanie zasady demokracji na obszary, które winny się rządzić innymi zasadami. O tym zagrożeniu traktuje najnowsza książka jednego z ciekawszych filozofów polskich średniego pokolenia Zbigniewa Stawrowskiego – "Niemoralna demokracja". Wcześniej autor wydał grubą publikację o podstawowych zagadnieniach politycznych "Prawo naturalne a ład polityczny".

Demokracja wynika z założenia równości i autonomii podmiotów ludzkich, które mają mieć taki sam udział w zarządzaniu wspólnotą obywatelską. Jednak "zwycięstwo demokratycznych reguł gry w polityce stanowi wyzwanie dla wspólnot etycznych, które w ramach nowoczesnego państwa prawa starają się pielęgnować wyznawane przez siebie wartości. W każdej wspólnocie etycznej panuje jakaś hierarchia – odróżnia się w niej dobro od zła, rzeczy bardziej wartościowe od mniej wartościowych.

Natomiast uznanie autonomii jednostki jako fundamentu demokratycznej wspólnoty politycznej prowadzi do powstania porządku, gdzie wszystkie postawy i poglądy zostają zrównane". Gdyż autonomia jednostki jest warunkiem wolności politycznej, ale nie sposób zbudować na niej porządku etycznego. "Ponieważ zredukowana do zasady autonomii tożsamość wspólnoty nie ma żadnych pozytywnych wartości do zaproponowania, wspomaga się instrumentami państwa w działalności negatywnej – wykluczaniu z przestrzeni publicznej elementów należących do kanonu wartości wspólnot bogatych".

W ten sposób demokracja staje się – konkluduje filozof – swoistym "państwem wyznaniowym", które eliminuje jakikolwiek głębszy, etyczny porządek społeczny. Staje się rodzajem zadekretowanego nihilizmu czy wręcz barbarzyństwa. Książka Zbigniewa Stawrowskiego otwiera zapoznaną współcześnie perspektywę demokracji i oryginalnie analizuje jej fundamentalne dylematy.

Skomentuj na blog.rp.pl/wildstein