W historii III RP mieliśmy parę jaskrawych przypadków zjawiska tego typu. Za niesławnej pamięci ministra sprawiedliwości Jerzego Jaskierni prokuratura umorzyła sprawę moskiewskiej pożyczki – chodziło o sporą sumę przekazaną z ZSRR na budowę partii postkomunistycznej. Po zdobyciu władzy przez Leszka Millera w 2001 roku mieliśmy do czynienia z wykorzystywaniem prawa do rozprawy z niewygodnymi przedsiębiorcami i menedżerami.

Dziś sytuacja wygląda inaczej. Medialna nagonka, którą najbardziej wpływowe środowiska opiniotwórcze rozpętały przeciwko PiS, tworzyła wrażenie jakby polskie więzienia były pełne opozycjonistów. Pół roku intensywnych śledztw nie dało żadnego dowodu na to, by rząd Kaczyńskiego wywierał pozaprawne naciski na prokuraturę. Nie można oczywiście wykluczyć, że ówczesny minister sprawiedliwości i jego środowisko zbyt instrumentalnie traktowali prokuraturę i naruszyli jakieś procedury, ale były to raczej incydenty.

Nawet za rządu Millera większe problemy niż naciski władz tworzyły lokalne sitwy, których elementem nierzadko byli prokuratorzy. Podstawowy problem polskiego wymiaru sprawiedliwości to stan korporacji prawniczej. Brak zaangażowania i etosu służby publicznej. Powoduje to niechęć do bardziej ryzykownych działań oraz obojętność wobec swoich obowiązków. Jeśli dodamy do tego nieudolność i korupcję, to mamy powody do niepokoju. Do jakich tragedii prowadzić może ten stan rzeczy, pokazuje sprawa Olewników.

Ofiarowanie prokuratury prokuratorom nie zaradzi tym bolączkom, ale doprowadzi do ich nasilenia. Naciski rządzących na prokuraturę wydają się dziś groźbą drugorzędną. Politycy mogą być rozliczeni przez obywateli. Samorządnej korporacji rozliczyć nie sposób.