1 procent swojego podatku przeznaczyło na ten cel wyjątkowo wielu Polaków, a kwoty uzyskane z tego tytułu okazały się w wielu regionach Polski nawet kilkakrotnie wyższe niż rok wcześniej!
Skąd to pospolite ruszenie? Czyżbyśmy się stali bardziej wrażliwi na potrzeby innych? Raczej nie. A może bardziej podatni na reklamy rozmaitych fundacji, które ukazywały się w okresie rozliczeń PIT? Chyba też nie – zresztą na reklamę stać było tylko największe organizacje.
Wydaje się, że "odruch serca" okazał się łatwiejszy, bo... pierwszy raz nie wymagał większego wysiłku. Polacy już dawno zakodowali sobie w głowach, że mogą ów 1 procent przekazać, i chyba większość z nas woli oddać fundacji niż fiskusowi. Jednak dopiero w tym roku przekazanie 1 procentu było proste jak drut. Wystarczyło wpisać w PIT, komu chcemy ofiarować środki – resztę załatwiał urząd skarbowy. Nie trzeba było wyciągać pieniędzy z kieszeni i wpłacać ich na konto fundacji, co zresztą dla wielu osób nadal wiąże się ze staniem w kolejce na poczcie czy w banku.
Poza tym potencjalnych ofiarodawców było więcej – możliwość przekazania 1 procentu otrzymali bowiem również niektórzy przedsiębiorcy, m.in. ryczałtowcy. Tak więc bajka o 1 procencie skończyła się nad wyraz dobrze – choć jeszcze trzy miesiące temu niewiele brakowało do kiepskiego zakończenia. Dziś już pewnie mało kto pamięta historię wewnętrznych wytycznych Ministerstwa Finansów, dzięki którym część pieniędzy trafiłaby do budżetu państwa, a nie fundacji. Resort, wbrew obowiązującym przepisom, wpadł wówczas na pomysł, aby nie przekazywać środków organizacjom, gdy po upływie terminu rozliczeń PIT podatnik ma jakiekolwiek zaległości podatkowe.
Jaki morał z tej bajki wynika dla resortu finansów? Jeśli fiskus nie utrudnia życia podatnikom, to i oni są bardziej skłonni ułatwić życie innym.