Bardzo istotna była też zawartość merytoryczna: "My, Polacy mamy prawo być niezadowoleni...". Już po tych pierwszych słowach ręce same złożyły się do oklasków, zwłaszcza jeżeli pomyślało się o działalności najwyższych organów władzy. Tym samym prezydent przyznał rodakom prawo, które nie jest zapisane nawet w konstytucji. Prawo do niezadowolenia będzie od tej pory nazywane pierwszą poprawką Kaczyńskiego.
O tym, że było to rewelacyjne przemówienie, najbardziej przekonuje wściekły atak opozycji: – Pod względem wizualnym to orędzie było fatalne. Ono nie nadaje się za wzór dla żadnego filmu reklamowego – krytykowała tuż po emisji Joanna Senyszyn.
A właśnie, że wizualnie było jak najlepiej. Głowa państwa gestykulowała, poruszała ciałem i obiema rękoma, choć każdą oddzielnie trzymała na stole. Wyborne show lewica mogła tylko zaatakować: – Cały się przechylał i poruszał. Jego gesty nie odpowiadały temu, co aktualnie mówił. Tak więc mowa ciała rozmijała się ze słowami.
Kto jak kto, ale posłanka Senyszyn o mowie ciała naprawdę powinna milczeć.
Ale najważniejsze jest to, że występ pana prezydenta był całkowicie bezinteresowny. Od początku wiadomo, że żadnego referendum nie będzie, bo nawet sensownego pytania nie da się wymyślić. Tym bardziej wypada chylić czoło przed sztuką dla sztuki, którą dla wielomilionowej widowni uprawiał Lech Kaczyński.