I szansa poprawienia wizerunku tradycyjnego europejskiego fossil of the year (skamielina roku) rzeczywiście była. Rząd mógł zaprezentować ambitne plany, nowatorskie koncepcje, nowe technologie. Niestety, nie wyszło tak, jak byśmy chcieli. Kilka nieodpowiedzialnych, dyktowanych czystą grą wyborczą wypowiedzi polskich oficjeli odebrało nam szansę na wykorzystanie szczytu do zapowiedzi realnych zmian i ocieplenia wizerunku. Na dodatek spodziewane fiasko porozumienia COP w kwestii wspólnego systemu monitoringu zanieczyszczeń może być gwoździem do trumny dla polskiej prezydencji. Po zakończeniu obrad możemy zostać nie tylko synonimem własnej nieporadności energetycznej, ale również pokłóconego i nieumiejącego sobie poradzić w sprawie własnej przyszłości świata.

Sprawę pogarsza polityczna zawierucha w sprawie cen energii. Nie mam pojęcia, czy tylko przypadkiem niedługo przed konferencją doszło do konfrontacji w sprawie galopujących cen prądu na polskim rynku. Planowane podwyżki przeraziły nie tylko zwykłych konsumentów, ale też biznes. Na konto przyszłorocznych wyborów rządzący złożyli zapewnienia górnikom, że węgiel wciąż będzie fundamentem energetyki, i znaleźli się w kleszczach. Bo utrzymanie dotychczasowego tzw. miksu tylko gwarantuje wysokie ceny, za którymi stoją rosnące koszty polskiego węgla i unijnych uprawnień do emisji CO2. Ministerstwo Energetyki ogłosiło więc plan dopłat. Nie do końca jednak chyba akceptowany, skoro premier zapowiedział, że żadnych podwyżek nie będzie. Po cóż więc dopłaty, skoro nie będzie podwyżek?

Komunikacyjny czy polityczny chaos? Należałoby spytać rządzących. Przesłuchy mówią, że pierwszą ofiarą chaosu ma być minister energii Krzysztof Tchórzewski. Ale czy zastąpienie go w resorcie Piotrem Naimskim, czy kimkolwiek innym, rozwiąże problem? Trudno mieć takie nadzieje. Tak naprawdę Polsce potrzebny jest nie kolejny Tchórzewski, tylko plan kompletnej rewolucji w miksie energetycznym.

Paradoksalnie sprzyjają temu jak nigdy realia ekonomiczne. Już dziś kilowatogodzina polskiej energii z węgla jest droższa od importowanej od sąsiadów, a w kolejnych latach będzie droższa od energii z wiatru. Nic też nie wskazuje, że te relacje cen w przyszłości się zmienią! Potrzebna jest odważna decyzja konsekwentnego, choć czasowego przejścia w większym stopniu na import energii, po to by w międzyczasie uporządkować polską energetykę. Rozumiem przez to przede wszystkim przegląd i modyfikację sektora. Pozamykanie przestarzałych jednostek i nieopłacalnych kopalń, wprowadzenie do energetyki węglowej nowych technologii, inwestycje w nowoczesne elektrownie gazowe, odblokowanie OZE, a może nawet realny start inwestycji w elektrownię jądrową.

To oczywiście wielki wysiłek inwestycyjny państwa, ale dzięki ekonomii pewnie mniejsze, niż się wydaje, ryzyko polityczne. Czy nas na nie stać? Rządzącym w sezonie wyborczym z pewnością wyda się to trudne. Ale innej ścieżki nie ma. Dziś już nie chodzi tylko o te kilkadziesiąt tysięcy Polaków umierających co roku na raka. Żywi muszą płacić więcej, a bardzo tego nie lubią.