Pamiętam też czasy – całkiem niedawne – gdy w tych samych mediach zachwycano się nim, że tak dojrzał, stał się tak odpowiedzialnym politykiem i ekonomicznym liberałem. To było oczywiście po jego wejściu do rządu Tuska i trwało mniej więcej tak długo, jak długo siedział w tym rządzie cicho, czyli dopóki szło dobrze. Kryzys skłonił jednak PSL i jego przewodniczącego, żeby się uaktywnili.

PSL zażądał więc ustawy, która by wstecz unieważniała umowy tzw. opcji walutowych, zawarte przez wiele firm, w tym także wielkie spółki Skarbu Państwa. Propozycja dotyka rzeczywiście ważkiego problemu: firmy, które liczyły na łatwy zysk, spekulując na dalsze umocnienie złotego, wtopiły grube miliardy i stanęły na skraju bankructwa, co grozi masowymi zwolnieniami.

Rzecz w tym, że propozycja PSL była, delikatnie mówiąc, mało realistyczna – po prostu decyzją rządu i parlamentu nie można uznać transakcji za niebyłe. Pomysł jest sprzeczny z zasadą, iż prawo nie działa wstecz, niewykonalny (trzeba by tylu ustaw, ile umów i jakiejś specjalnej "policji walutowej" do rozwikływania każdego konkretnego sporu), a jego ewentualna realizacja ściągnęłaby na Polskę, z racji praw unijnych, konieczność wypłaty za jakiś czas poszkodowanym bankom wielkich odszkodowań z budżetu państwa. Na te wszystkie wątpliwości szef PSL odpowiadać umiał tylko tyradami przeciwko "wyzyskiwaczom" i lichwiarzom.

Projekt, jak się zdaje, przepadł, ale spełnił swą rolę. Rzeszy nieudolnych "menedżerów" z politycznego nadania PSL dał sygnał: "pamiętamy o was i jesteśmy gotowi bronić, nie tak jak tamci". Kto wie, kiedy się to przyda.

[b]skomentuj na blogu: [link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2009/02/15/sygnal-od-pawlaka/]blog.rp.pl/ziemkiewicz[/link][/b]