Domyślam się, że premier, odpowiadając na pytanie dziennikarza, nie znał kontekstu całej sprawy. Przypomnę więc, że po informacji, iż bank Goldman Sachs uczestniczył w operacji obniżania wartości złotego, postanowiłem sprawdzić, czy były premier Kazimierz Marcinkiewicz doradzał temu bankowi w inwestycjach walutowych. Bo były premier jest od kilku miesięcy doradcą Goldman Sachs w sprawach inwestycji, o czym sam niedawno z dumą informował.
Zapytałem Marcinkiewicza w rozmowie dla programu "Wydarzenia dnia" w TV Puls, czy doradzał w sprawach inwestycji walutowych banku. Premier jednoznacznie temu zaprzeczył. Uznałem sprawę za wyjaśnioną. Chwilę po nagranej rozmowie Kazimierz Marcinkiewicz zadzwonił bardzo zdenerwowany, żądając wycofania rozmowy i grożąc mi oraz telewizji Puls sądem.
Tymczasem ja tylko wyjaśniłem sprawę. Zrobiłem to, co powinien zrobić dziennikarz. Niczego nie insynuowałem ani nie "robiłem z Marcinkiewicza spekulanta", jak powiedział Tusk.
Emocjonalna reakcja byłego premiera wynika zapewne z faktu, że w ostatnim czasie znajduje się pod nieprzyjemnym ostrzałem mediów. Wierzę, że Kazimierz Marcinkiewicz nie miał nic wspólnego ze spekulacjami walutowymi Goldman Sachs w Polsce. Sęk jednak w tym, że mówimy o byłym szefie rządu. O człowieku, który potencjalnie może mieć cenne kontakty i wiedzę na temat funkcjonowania mechanizmów rządowych i państwowej kasy.
Warto zatem postawić pytania: Czy dawni szefowie rządów lub ważni ministrowie mogą później wykorzystywać w biznesie wiedzę zdobytą w czasie służby dla państwa? Czy mogą być lobbystami? Pomagać w załatwianiu różnych interesów?