[b][link=http://blog.rp.pl/haszczynski/2009/07/06/mile-spotkanie-prezydentow-ale-nie-przelom/]skomentuj na blogu[/link][/b]
Nie ma nic złego w zmniejszaniu arsenału nuklearnego ani we współpracy wojskowej dotyczącej Afganistanu. Wręcz przeciwnie. Ale to nie znaczy, że spotkanie wielkich tego świata – Baracka Obamy i Dmitrija Miedwiediewa – w Moskwie należy uznać za przełom, który zmieni świat.
W szczególności nie jest to przełom z punktu widzenia Polski. Nadal nie wiemy, czy projekt budowy elementu tarczy antyrakietowej w naszym kraju pozostanie tylko projektem. Choć wiemy, że mimo nacisków Rosji nie został już pogrzebany, czyli że Obama nie zrobił Miedwiediewowi największego prezentu. A jeżeli miałby go zrobić, to przecież podczas pierwszego spotkania na Kremlu.
Wszystko wskazuje na to, że nowy prezydent USA już się przekonał, że powody tworzenia tarczy, które podawał jego poprzednik, wciąż są aktualne. A nawet coraz aktualniejsze. Iran i Korea Północna są zagrożeniem, a Rosja albo nie chce, albo nie może nic w tej sprawie zrobić.
Polska nie została ofiarowana na ołtarzu nowych stosunków rosyjsko-amerykańskich. Najwyraźniej na ołtarz nie trafiły także kraje postradzieckie, które Moskwa uważa za strefę swoich wpływów, w tym Gruzja, o której integralności terytorialnej mówił Obama.