Dziś żyjemy w dobie mistrza analizy, którego uczniowie z młotem analizy ścigają ślady syntezy. Nie młot to jednak, ale młoteczek, który ma wybić z głowy resztki myślenia niepoprawną czynnością się okazującego.
[link=http://wyborcza.pl/1,75515,6793615,Katoliccy_konserwatysci_i_kozy.html" "target=_blank]Oto Kazimierz Bem i Jarosław Makowski w artykule opublikowanym na łamach „Wyborczej"[/link] młoteczkiem takim traktują Tomasza Terlikowskiego. Jego artykuł [link=http://www.rp.pl/artykul/9157,324794_Terlikowski__Rewolucja_homoseksualna.html" "target=_blank]„Rewolucja homoseksualna"[/link], ze swoich intelektualnych wyżyn określają jako „brednię".
Terlikowski zdaje się utożsamiać małżeństwo kościelne i świeckie – rechoczą – a to przecież całkiem inna sprawa, bo świeckie można unieważnić przez rozwód. Pomogę im. Nawet kościelne można unieważnić, a praktyka pokazywała, że rygorystyczne zasady były naciągane dla możnych tego świata. I co?
Małżeństwo w obu wypadkach to szczególny związek, którego perspektywą jest potomstwo i odpowiedzialność za nie podejmowana przez potencjalnych rodziców. Dlatego powinno mieć określone przywileje. Małżeństwo kościelne to zobowiązanie poważniejsze, bo wobec Boga, ale małżeństwo świeckie też ma swoją wagę jako deklaracja wobec wspólnoty.
Wspomniani autorzy oczywiście podnoszą, że małżeństwa nie zawierają prawnego obowiązku posiadania potomstwa. „Tradycyjne małżeństwo to bajki" – wołają, bo przecież ma ono ledwie dwa tysiące lat. Bardziej tradycyjna okazuje się więc poligamia.