Sprawa ta, w której ginęły dowody, policja i prokuratura nie podejmowały najbardziej elementarnych czynności, a robiły wszystko, by nie uratować ofiary i nie aresztować przestępców, stanowi niewiarygodny ciąg zbiegów okoliczności – chyba że nie są to zbiegi okoliczności.
Kilka miesięcy później w więzieniu wiesza się inny członek gangu, zaufany herszta. Był w dobrej formie. Niedługo przed samobójstwem z niewiadomych przyczyn przeniesiony został do jednoosobowej celi. Potem, znów w więzieniu, wiesza się kolejny członek gangu. Czyżby epidemia wyrzutów sumienia? Uczestnicy tego samego przestępstwa, oddzieleni od siebie, kolejno ulegają samobójczej psychozie? To chyba precedens w historii kryminalistyki. W innych, podobnych wypadkach potrzebna była pomoc osób trzecich.
Ale to nie koniec. Kilka dni temu wiesza się strażnik więzienny, który pilnował (nieskutecznie) herszta porywaczy. Z powodu czystego zbiegu okoliczności informacja na ten temat podana została cztery dni później. Okazuje się... tak, oczywiście, to samobójstwo z powodów osobistych. Strażnik miał kłopoty finansowe i rodzinne.
Można by pomyśleć, że takie kłopoty czyniły go podatnym na różne pokusy. W konsekwencji mógł się okazać niewygodnym świadkiem... Ale nie w tym wypadku. W tym – biegli stwierdzili samobójstwo z przyczyn osobistych. "Ponad wszelką wątpliwość".
Można uznać, że ekspert, który w takiej sprawie stwierdza coś "ponad wszelką wątpliwość", prowokuje wątpliwości dotyczące własnych kompetencji. Wie to każdy, kto ma zielone pojęcie o metodologii. Nie ma bezwzględnej pewności rekonstrukcji tego typu wypadków, gdy chodzi o możliwość interwencji osób trzecich itp.