Znacznie gorzej, gdy nie tylko kompletnie nie wiadomo, czego rząd chce (i czego nie chce), ale na domiar złego nie bardzo wiadomo, kto rządzi w rządzie, nie licząc oczywiście premiera Donalda Tuska, który niejeden raz dał dowód swej wszechwładzy. Ostatnio wówczas, gdy tuż przed sejmowym głosowaniem wymusił na posłach Platformy Obywatelskiej wprowadzenie do projektu ustawy medialnej takiej zmiany (wykreślenia minimalnej wysokości subwencji dla mediów publicznych), że w posadach zatrzęsła się koalicja rządząca, a sama ustawa zapewne z tego powodu wyląduje w koszu.
W każdym razie wydarzenia ostatnich dni znów czarno na białym pokazują, że nie wystarczy znać Konstytucję RP i ustawę o Radzie Ministrów, by wiedzieć, kto rządzi rządem, czyli – w jakimś stopniu – kto rządzi Polską. Aby posiąść tę tajemną wiedzę, niezbędne jest na przykład regularne śledzenie przebiegu wojen podjazdowych między ministrami, a zwłaszcza ich wyników.
$>
Na przykład, gdy niedawno minister spraw wewnętrznych i administracji (i zarazem wicepremier) Grzegorz Schetyna bezceremonialnie odwołał uroczyście zapowiedzianą dzień wcześniej przez ministra skarbu państwa Aleksandra Grada prywatyzację KGHM, stało się jasne, że legendarnie wielkie wpływy wiceszefa rządu rzeczywiście rozciągają się daleko poza resorty siłowe.
Natomiast z rezultatu wcześniejszego starcia Aleksandra Grada z szefem resortu finansów Jackiem Rostowskim – o metodę egzekwowania dywidendy z zysku za ubiegły rok od PKO BP – wynika, że minister skarbu znacznie lepiej niż z szefem MSWiA radzi sobie z ministrem finansów.