[b][link=http://blog.rp.pl/lisicki/2009/08/13/moje-rady-dla-premiera-hiszpanii/]skomentuj na blogu[/link][/b]
W końcu w społeczeństwach liberalnych każdy żyje, jak mu się żywnie podoba, a czasy, kiedy to Kościół miał realny wpływ na politykę, dawno już należą do przeszłości. Ale nie. Konsekwentny lewicowiec nie może ot tak zostawić spraw ich własnemu biegowi i pogodzić się ze straszną niesprawiedliwością, jaką jest fakt, że wszędzie czyhają na niego zza węgła symbole religijne. A skoro tak, trzeba podjąć działania.
I hiszpański rząd – jak poinformowała „Rzeczpospolita” – podjął. Powstała ustawa nakazująca eliminację krzyży, wizerunków świętych i innych znaków religijnych ze szkół, żłobków i pozostałych instytucji publicznych. Radykalne? Jak dla kogo. Dla niektórych hiszpańskich organizacji laickich wspierających rząd to wciąż za mało. Okazuje się bowiem, że zgodnie z projektem ministra sprawiedliwości z przestrzeni publicznej „nie będzie się usuwać symboli należących do dziedzictwa kultury ze względu na ich wartość historyczną lub artystyczną”.
Aż żal patrzeć na biednego premiera Jose Zapatero, który jest teraz atakowany przez część partyjnych towarzyszy za to, że nie poszedł dość daleko. On radykał nad radykały został z tyłu?
Mam zatem dla hiszpańskiego premiera, biorąc pod uwagę rozległość jego horyzontów intelektualnych, pewną radę, jak odzyskać miejsce w awangardzie. Tylko nie może się okazać mięczakiem. Co tam krzyże i obrazy. Niech Zapatero zaproponuje zmianę kalendarza.