Reklama

Maćkowi Rybińskiemu w hołdzie

Mówią, że ryba psuje się od głowy. Tej Rybie, którą pożegnaliśmy wczoraj, popsuło się tylko serce. Reszta, a zwłaszcza głowa, była do pozazdroszczenia.

Publikacja: 29.10.2009 19:05

Felieton to nie miejsce na elegie, ale też Maciej Rybiński był typem mało elegijnym. W ogóle pisanie o nim w czasie przeszłym wydaje się jakieś absurdalne. Proszę wybaczyć osobisty wtręt, ale Maciek umarł dzień po pogrzebie mojej babci. O ile jej śmierć była dla mnie czymś smutnym, ale naturalnym, oczywistym wręcz, o tyle Ryba po prostu posunął się w swym umiłowaniu absurdu za daleko. On, który zapowiadał, że "nie wybiera się umierać"? On, którego felietony były zawsze czymś trwałym, ostoją zdrowego rozsądku i sensu? On, nieśmiertelny? I z czym ja miałem iść na taki pogrzeb? Z kwiatami, zniczem, butelką wina?

W ogóle mam kłopot z niektórymi zmarłymi. Nie dotrzymują obietnic – prof. Paweł Wieczorkiewicz obiecał mi udzielać co roku wywiadu na wakacje, a w marcu zrejterował z tego świata. Maciej jeszcze dwa tygodnie temu zapowiadał się, że i w tym roku przyjdzie na spotkanie z moimi studentami. Tym bardziej że zeszłoroczne przeciągnęło się do późnych godzin nocnych w pobliskiej Harendzie. Bo był on, co potwierdza każdy, kto miał szczęście go poznać, człowiekiem niesłychanie ujmującym, bezpośrednim, niestwarzającym dystansu. Dodać do tego wyjątkową erudycję, osobistą uczciwość i – o zmarłych już wypada tak mówić – rzadkiej próby szlachetność i już wiadomo, dlaczego cieszył się reputacją najlepszego w Warszawie kompana.

Czarował swoich współbiesiadników, czarował studentów, czarował moją żonę, jego zaprzysięgłą miłośniczkę, czarował czytelników. To niemożliwe, żeby przestał.

Chyba że, ale to cokolwiek dziecinne oczekiwanie, Ryba również postanowił zrobić sobie przerwę, zawieszenie, które jest tak modne ostatnio – Kamiński ma przerwę w szefowaniu CBA, Kaczyński w premierowaniu, a Maciej Rybiński w pisaniu? I wróci.

W każdym razie jego felietony zostaną, te rozproszone wyda się w książkach. I przetrwają. W zasadzie Maciej nie musi wracać. Bo nie odszedł.

Reklama
Reklama

Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/mazurek/2009/10/29/mackowi-rybinskiemu-w-holdzie/]blog.rp.pl/mazurek[/link]

Felieton to nie miejsce na elegie, ale też Maciej Rybiński był typem mało elegijnym. W ogóle pisanie o nim w czasie przeszłym wydaje się jakieś absurdalne. Proszę wybaczyć osobisty wtręt, ale Maciek umarł dzień po pogrzebie mojej babci. O ile jej śmierć była dla mnie czymś smutnym, ale naturalnym, oczywistym wręcz, o tyle Ryba po prostu posunął się w swym umiłowaniu absurdu za daleko. On, który zapowiadał, że "nie wybiera się umierać"? On, którego felietony były zawsze czymś trwałym, ostoją zdrowego rozsądku i sensu? On, nieśmiertelny? I z czym ja miałem iść na taki pogrzeb? Z kwiatami, zniczem, butelką wina?

Reklama
Komentarze
Jacek Cieślak: Konkurs Chopinowski, czyli polska racja stanu
Materiał Promocyjny
Bank Pekao uczy cyberodporności
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Rosyjska wojna hybrydowa już tu jest. Donald Tusk zdradził nowe szczegóły
Komentarze
Bogusław Chrabota: Ustawa o osobie najbliższej wciąż w grze
Komentarze
Piotr Buras: Prof. Andrzej Nowak w Berlinie. Jak patriota z patriotami
Materiał Promocyjny
Stacje ładowania dla ciężarówek pilnie potrzebne
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Jak Donald Tusk wykorzystał sojusz Jarosława Kaczyńskiego z Robertem Bąkiewiczem przeciw Konfederacji
Materiał Promocyjny
Nowy Ursus to wyjątkowy projekt mieszkaniowy w historii Ronsona
Reklama
Reklama