Nareszcie! W "Polityce" pytanie jak za dawnych, dobrych lat rozkwitu PRL: "Czy polski katolicyzm da się jeszcze pogodzić z polską demokracją?". Brakuje tylko jednego słowa, powinno być: "pogodzić z demokracją socjalistyczną".
Na szczęście w innych kwestiach postępy demokracji socjalistycznej są szybsze. Kiedyś na ludzi pod krzyżami napuszczano ZOMO (Zmechanizowane Odwody Milicji Obywatelskiej), dziś wystarczy POMO (Podpite Oddziały Młodzieży Obywatelskiej).
A jaka to młodzież? A taka: na przykład Zbigniew S., pseudo "Niemiec", jeden z szantażystów senatora Krzysztofa Piesiewicza, który podczas nocnej chamówy zorganizowanej przez przeciwników krzyża brylował we fleszach fotoreporterów wraz z autorytetem moralnym, aktorką Anna Muchą. Tu także pewien postęp, ale w duchu dobrej, peerelowskiej tradycji: w PRL esbecja wykorzystywała drobnych złodziejaszków, przemytników i inne niebieskie ptaszki w walce z opozycją. Dziś szantażyści sami wchodzą na szańce, na ochotnika.
Jerzy Sosnowski w "Tygodniku Powszechnym" odkrywa prawdziwe przyczyny wojny polsko-polskiej - ups, przepraszam, wojny polsko-kościelnej, bo wedle niego tak to wygląda. "Istnieją cztery pola konfliktów: nauczanie religii w szkole, kwestie majątkowe, symbolika religijna i realny, choć nieformalny, wpływ Kościoła na stanowione prawo". Nie do końca zgadzam się z tą diagnozą.
Zachowanie tłumu nocą 8 sierpnia wyraźnie pokazuje, że z lekcji religii wyniósł niewiele, w kwestiach majątkowych było dobrze, bo na balangi w ogródkach piwnych Starego Miasta i laptopy z Facebookiem jakoś chłopakom starcza; symbolikę religijną się jakoś skasuje, jak nie tej nocy, to następnej; a wpływ Kościoła na prawo to bzdura, bo w Polsce prawa nie ma, jest co najwyżej parę korporacji, które sobie wedle własnego widzimisię jednym przyleją, innych uniewinnią.