Szkoda, na przykład, że nikt w tym roku nie nagrodził Małgorzaty Wyszyńskiej – a przecież w ciągu zaledwie paru miesięcy, odkąd kieruje "Wiadomościami" TVP, zdołała ona dokonać sztuki niewiarygodnej. Sprawiła, że konkurencyjne "Fakty" stały się, na tle konkurencji, programem nie tylko obiektywnym, ale zgoła krytycznym wobec władzy.
W osobie redaktor Wyszyńskiej uhonorować by można zresztą pewne charakterystyczne dla mijającego roku zjawisko, które nazywam "dziewczynami do brudnej roboty". Jest to swoista realizacja w naszych mediach (i nie tylko) postulatu równouprawnienia. Tam, gdzie jest do wykonania coś podłego, tam macherzy chętnie ustawiają na froncie jakąś kobietę, w miarę możliwości młodą i najlepiej blondynkę. Skoro nie może być uczciwie, niech będzie przynajmniej ładnie.
"Gazeta Wyborcza" ogłaszając "skandal w Polskim Radiu" (chodziło o to, że na rocznicowy bankiet nie zaproszono zasłużonych dla radia artystów, tylko polityków lewicy), zdołała ani słowem nie zauważyć, kto ów "skandal" organizował. A tak się przypadkiem złożyło, że była to, też dobrze ilustrująca wspomniane zjawisko, dyrektor programu III Magda Jethon.
Ciekawe, że gazeta, która nie umie wymienić nazwisk Skowroński czy Sobala, nie dodając "nominat PiS", o dyrektor Jethon nigdy nie wspomniała jako o nominatce Samoobrony. Co wszak potwierdza tezę zwolenników parytetów, że kobiety w polityce potrafią łatwiej ustanowić przyjazne stosunki z każdym, z kim akurat trzeba.