Piotr Gursztyn prosi Gazetę Wyborczą o więcej

"Bywają sytuacje, które nie nadają się do grzecznej i cierpliwej riposty. Bywają metody polemiczne, które zasługują tylko na potraktowanie cepem".

Publikacja: 24.03.2011 17:03

Tę złotą myśl sformułował Piotr Stasiński, wicenaczelny "Gazety Wyborczej". Poświęcił ją mojej skromnej osobie w komentarzu zatytułowanym "Hienorzepa", a na zaszczyt zasłużyłem dzięki tekstowi opisującemu perypetie jednej z dziennikarek jego gazety z częstym bohaterem jej tekstów. Co ciekawe powyższe zdanie zostało dodane jako postscriptum w wydaniu papierowym "Gazety". W wydaniu internetowym komentarz Stasińskiego był pozbawiony tej maksymy. Szkoda, bo inaczej czytałoby się takie zdania o moim tekście jak to: "Paszkwil w "Rzepie" udający artykuł informacyjny przypomina wybieranie petów z rynsztoka".

Nie wiem, nigdy nie szukałem petów w rynsztoku. Nie paliłem i nie palę. Jednak z ogromną przyjemnością, tą która łączy się z osobistą próżnością, odnotowałem kolejną polemikę w "GW". Chciałbym niniejszym podziękować i poprosić o więcej. Sławy nigdy dość, prośba jest tylko o poprawne pisanie nazwiska. Nie chciałbym przy tym, aby "GW" mnie chwaliła, bo oznaczałoby to koniec tych licznych wyrazów sympatii, które spotykają mnie od czasu opublikowania tekstu Stasińskiego. Proszę zatem o dalsze polemiki. Im ostrzejsze tym lepiej. Dla tych wszystkich komplementów od kolegów, pięknych kobiet, czytelników, anonimowych internautów - naprawdę warto.

A teraz kilka słów o drugiej polemice. Napisał ją Wojciech Czuchnowski, który wraz z Agnieszką Kublik (tą, od której zaczęła się wymiana uprzejmości między mną a "GW"), był autorem tekstu z 10 marca 2005 o aresztowaniu Marcina Tylickiego, asystenta posła Józefa Gruszki. Młody człowiek był aresztowany przez ABW pod zarzutem szpiegostwa na rzecz Rosji. Cała Polska o tym od razu się dowiedziała. A dziwnym trafem zbiegło się to z odmową stawienia się przed komisją Aleksandra Kwaśniewskiego.

Czuchnowski też daje mi odpór, choć bez tego wdzięku co Stasiński. Tak pisze o jednej z moich zbrodni: "Na dowód dziennikarskiego zdziczenia Gursztyn przywołuje fragment artykułu Kublik i mojego z 10 marca 2005 r. o zatrzymaniu przez ABW Tylickiego, byłego asystenta posła Gruszki, który przewodniczył wtedy komisji śledczej ds. Orlenu. Na podstawie źródeł w ABW napisaliśmy wówczas, że asystent "przekazywał informacje na temat możliwości przejęcia środków z funduszy pomocowych UE". Tytuł tekstu: "Szpieg ni z gruszki, ni z pietruszki"".

Dziwne, bo ja ten tekst znalazłem w archiwum "GW" pod tytułem "Asystent Gruszki donosił Rosji o funduszach UE" (http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,2593661.html).

"O Tylickim było wtedy głośno" - pisze Czuchnowski. Bardzo głośno, bo zadbały o to specsłużby. Następnego dnia opublikowana została rozmowa Kublik z prokuratorem Kazimierzem Olejnikiem. To wywiad, który nie jest wzorem rozmowy prowadzonej na kontrze. Z prawie neutralnym tytułem - "Poseł Gruszka rozmija się z prawdą". Zresztą w artykule o aresztowaniu Tylickiego pojawia się np. zdanie: "To już druga wpadka Gruszki". Bo pierwszą miało być aresztowanie jego innego asystenta społecznego.

Tylicki stracił wszystko. Ale Czuchnowski nie ma sobie nic tu do zarzucenia, bo pisze teraz: "Potem został uniewinniony. Wiernie opisywaliśmy jego proces, wytykając błędy prokuratury i służb specjalnych". Czyli w ogóle nie ma sprawy, historia z happy endem.

Kolejną moją zbrodnią było powołanie się na trzy osoby, które miały przyjemność (zważywszy jej legendarną kulturę osobistą) kontaktu z Agnieszką Kublik. Opowiadały, dlaczego i za co ją tak bardzo cenią. Wspomnę tu o jednej, bo i Stasiński i Czuchnowski przedziwnie się pobudzili widząc jej nazwisko. Chodzi o Bronisława Wildsteina (znalazł się w moim artykule, bo był prezesem TVP). Obaj panowie z "GW" oburzają się, że powołałem się na taki "autorytet". Przyznaję, że poszedłem na łatwiznę wynikającą stąd, że łatwiej mi kontaktować się z autorem "Doliny Nicości" niż z Lesławem Maleszką. Ale pójdźmy na kompromis - rzeczywiście warto byłoby poznać zdanie "Ketmana" na temat Agnieszki Kublik. Pomożecie Panowie w kontakcie?

Wzruszyłem się też przy stwierdzeniu, że Wildstein nie wygrał sprawy z Kublik, bo zakończyło się to ugodą. Powtórzmy: "Nie wygrał żadnego procesu. Zawarł z dziennikarką ugodę tylko w jednej kwestii - nie było dowodu, że umowy dyrektorskie zmieniono w czasie jego prezesury. Wysokości odpraw nikt nie kwestionował" - pisze Czuchnowski. To w końcu, co napisaliście: że zmienił umowy, czy zawarł takie, jakie obowiązywały do tej pory? Bo to Kublik na mocy ugody przepraszała Wildsteina, a nie odwrotnie.

NOWA OFERTA NA2025

Wiemy więcej,
niż mówi rynek

Zaprenumeruj

Lista cytowanych przeze mnie "autorytetów" była zresztą otwarta. Zabrakło w niej np. Krzysztofa Skowrońskiego, atakowanego przez Kublik, gdy był szefem radiowej Trójki. Szczerze żałuję, bo chętnie bym dowiedział się, co dalej dzieje się z rzekomymi zarzutami wobec niego, które Kublik z Czuchnowskim tak ochoczo nagłośnili. Trawestując - o Skowrońskim wtedy było głośno. Potem okazało się, że był niewinny.

Komentarze
Bogusław Chrabota: Polska i Ukraina razem albo nie będzie nas wcale
Komentarze
Kamil Kołsut: Czy Andrzej Duda trafi do MKOl i dlaczego Donald Tusk nie ma racji?
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Emmanuel Macron wskazuje nowego premiera Francji. I zarazem traci inicjatywę
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Rafał, pardon maj frencz!
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Rok rządu Tuska. Normalność spowszedniała, polaryzacja największym wyzwaniem
Materiał Promocyjny
Mamy olbrzymi problem dziury w budżecie NFZ. Tymczasem system prywatny gwarantuje pacjentom coraz lepszą dostępność