Płacenie podatków, robienie zakupów, rozpoczynanie inwestycji budowlanych, zaciąganie kredytów czy dziedziczenie majątku – to elementy życia, z którymi stykają się nie tylko prawnicy, ale większość z nas. Żyjemy w czasach wszechogarniających nas paragrafów i każda z tych czynności opisana jest przez prawo, i powinna być wykonana zgodnie z jego zapisami. Pomyłka może nas słono kosztować. Spóźnienie się ze złożeniem deklaracji podatkowej oznacza surowe kary finansowe. Budowa domu bez wymaganych pozwoleń to konieczność jego rozbiórki. Podpisanie niekorzystnej umowy kredytowej oznacza kłopoty finansowe. Ze stratą majątku musi się liczyć ten, kto po czasie zgłosił się po spadek.

 

O tym, że do codziennego życia konieczna jest przynajmniej podstawowa wiedza prawnicza, wiedzieli już Rzymianie. To za czasów cesarstwa zauważono, że ignorantia iuris nocet – nieznajomość prawa szkodzi. Wydawałoby się, że po wiekach doświadczeń ze świadomością prawną powinno być tylko lepiej. Na przykładzie Polski widać jednak, że ta reguła nie zawsze się sprawdza.

Z Półwyspu Apenińskiego przywędrował do nas alfabet, ale już edukacja prawnicza się u nas nie przyjęła. Jak pokazują badania, nadal większość społeczeństwa nie wie, że od niekorzystnej decyzji urzędnika czy wyroku sądu można się odwołać. Niewielu z nas orientuje się, że zamiast od razu kłócić się z sąsiadem przed sądem, można polubownie załagodzić spór. Koszty społeczne i finansowe tej niewiedzy są, niestety, olbrzymie.

Aż dziw bierze, że dopiero teraz w środowiskach prawniczych i resorcie sprawiedliwości pojawił się pomysł nauki prawa w szkole. Nie trudnych zawiłości tysięcy obowiązujących ustaw, ale paragrafów praktycznych i przydatnych w codziennym życiu. Dobrze, że wreszcie ktoś zauważył, że umiejętność poruszania się w labiryncie przepisów jest dziś równie ważna jak znajomość historii przodków czy zasad rachowania. Oby tylko po raz kolejny w przedwyborczej gorączce nie okazało się, że dobre inicjatywy nie mogą się przebić przez mur urzędniczej niemocy.