Stąd też bierze się oczekiwanie, że prezydent będzie raczej arbitrem niż uczestnikiem partyjnej polityki.
Właśnie zgodnie z tą logiką krytykowano Aleksandra Kwaśniewskiego, Lecha Kaczyńskiego czy Bronisława Komorowskiego ilekroć postępowali zgodnie z interesem kolejno SLD, PiS czy PO, a nie z szeroko rozumianym interesem narodowym.
Jeśliby patrzeć przez taki pryzmat na wtorkową decyzję Bronisława Komorowskiego o przyjęciu sprawozdania Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, trzeba by ją było uznać właśnie za przeciwstawienie się własnemu środowisku. Bo Platforma Obywatelska chciała zakończenia kadencji KRRiT przez odrzucenie jej dorocznego sprawozdania, prezydent zaś Radę ocalił. Pozornie działanie godne pochwały.
Sęk w tym, że jest tu jedno bardzo duże "ale".
Otóż nie tylko PO chciała odesłać do kosza obecną Radę. Za takim rozwiązaniem opowiedziało się również Prawo i Sprawiedliwość. Zarówno w Sejmie, jak i Senacie ramię w ramię z PO głosowało za odrzuceniem rocznego sprawozdania KRRiT. Wspólne głosowanie partii Donald Tuska i Jarosława Kaczyńskiego naprawdę należą do rzadkości. Powiem więcej, w tej sprawie panował dosłownie ponadpartyjny konsensus. Choć intencje obu partii były inne, głosowały tak samo.